The Plot to Kill the Pope - Dwadzieścia

Baby siedziała na brzegu łóżka i nerwowo zakładała ubrania. Było po północy, a obiecała ojcu, że wróci do domu przed jedenastą.
– Jestem spóźniona. Tata oszaleje! – powiedziała, próbując wywrzeć jakąś presję na Joeyu, który wydawał się zrelaksowany. Założył z powrotem dżinsy i teraz przeglądał kamizelki wiszące w szafie, którą wcześniej przesłaniały ściany.
– Nie martw się – powiedział. – Dostarczę cię do domu w mgnieniu oka.
– Możemy pojechać autem? – zapytała Baby, woląc uniknąć kolejnej jazdy z tyłu motocykla, zwłaszcza bez kasku i w środku nocy.
– Jasne, spoko.
Joey wsunął przez głowę czarną kamizelkę. Pasowała jak ulał i podkreślała jego wydatne mięśnie. Tors miał niesamowicie wyrzeźbiony i, jak Baby przed chwilą odkryła, twardy jak skała. Swego czasu widywała całą masę męskich torsów, ale żaden nie był tak solidny jak Joeya.
Kiedy wkładała buty, patrzyła, jak przeczesywał ręką włosy, trochę niechlujne po seksie. Bez maski Czuba i charakterystycznej czerwonej skórzanej kurtki wyglądał całkiem normalnie. Był sympatyczny i dobrze wychowany, co kłóciło się z tym, co prezentował jako Czerwony Czub.
– Jeśli tata na mnie czeka, co ja mu powiem? – marudziła Baby.
Joey podniósł czerwoną kurtkę z podłogi przy łóżku.
– Powiesz mu, że wracałaś na piechotę ze Skarpy Truposza. No wiesz, powiesz, że zostawiłaś tam tego chuja Jasona. I zachowuj się tak, jakbyś nie wiedziała o jego śmierci.
– Tata nie jest głupi. Kiedy usłyszy, że Jason Moxy nie żyje, będzie wiedział, że byłeś w to zamieszany.
– Ale nie będzie miał dowodów, gliny też nie. Trzymaj się swojej wersji.
Baby żałowała, że nie ma czystych ubrań. Te były przepocone i pomięte, bo leżały na podłodze. W głębi duszy marzyła też, by nie musieć ich w ogóle wkładać. Mogłaby zostać w łóżku z Joeyem całą noc, ale wiedziała, że w przyszłości nadarzą się kolejne okazje – o ile nie nawali i nie da się zamknąć za morderstwo Jasona Moxy’ego.
– Masz – powiedział Joey, wytrącając ją z ponurych myśli. Rzucił jej telefon komórkowy. Złapała go i spojrzała, nie rozumiejąc. – Wpisz swój numer do mojej komórki i mój do twojej.
Wymiana numerów to nic wielkiego, zwłaszcza jeśli właśnie przespało się z tą osobą, ale Baby czuła ekscytację. To znak, że będą się częściej widywać.
Zauważyła, że Joey idzie do samochodu, więc szybko poszła za nim. Zajęła miejsce pilota i zapięła pas, po czym zaczęła wpisywać numery do telefonów. Joey usiadł za kółkiem. Przekręcił kluczyk w stacyjce i uruchomił pojazd. Ryk wydobywający się spod maski dostawczaka przypomniał jej ich pierwszą wspólną jazdę, pierwszą chwilę gdy poczuła się naprawdę bezpiecznie.
– Wciąż masz tę płytę z Dirty Dancing? – zapytała.
– W schowku.
Oddała mu komórkę i otworzyła schowek. Pełen śmieci. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, były pistolet i duży nóż w skórzanej pochwie. Odsunęła je i wyjęła dwie płyty z tyłu. Pierwszą był soundtrack z Wykidajły, drugą – ta, której szukała, płyta z Dirty Dancing, którą dała Joeyowi, kiedy ostatnio się widzieli. Miło było wiedzieć, że ją zachował. Ta płyta to soundtrack heh życia. Przypominał jej o wielu rzeczach z czasów w Bobrzym Pałacu, tych dobrych i tych złych, które uczyniły z niej osobę, którą była obecnie.
Wyjęła płytę i wsunęła do odtwarzacza. Kiedy czekali na rozpoczęcie odtwarzania, obserwowali podnoszącą się ku sufitowi metalową bramę. Za nią znajdował się długi ciemny tunel z pojedynczymi lampkami oświetlającymi drogę.
– Wow – powiedziała Baby. – Super.
– Podziemna droga. Wychodzi w lesie przy granicy posesji.
Joey zwolnił ręczny i wprowadził samochód do tunelu. Gdy Baby oglądała się za siebie i patrzyła na zamykającą się za nimi bramę, zaczęła się piosenka Be my baby The Ronettes. Kryjówka Joeya była świetna. Zerknęła na niego, uśmiechając się szeroko. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak szczęśliwa.
Tunel ciągnął się przez około ćwierć mili i kończył okrągłym wyjazdem. Joey zwolnił i zatrzymał samochód.
– Co się dzieje? – zapytała Baby.
– Patrz.
Samochód zaczął się poruszać. Obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i zatrzymał, po czym podłoga pod kołami zaczęła się unosić. Po mniej więcej dziesięciu sekundach zatrzymali się. Byli w kompletnych ciemnościach. Joey nie włączył świateł.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała.
– W opuszczonej elektrowni na obrzeżach posiadłości.
Na ziemi przed nimi pojawiło się srebrne światło i Baby uświadomiła sobie, że patrzyła na kolejną ruchomą bramę, która podnosiła się powoli. Srebrzyste światło było blaskiem księżyca na zewnątrz. Gdy brama uniosła się dostatecznie, Joey docisnął pedał gazu i przemknął pod nią. Wrócili między drzewa.
– Nie powinieneś włączyć świateł? – zapytała Baby, bojąc się, że w ciemności w coś wjadą.
– Jeszcze nie – odpowiedział Joey. – Najpierw musimy wyjechać z lasu. Żeby ktoś nie zaczął się zastanawiać, dlaczego tak nagle się pojawiliśmy.
Samochód podskoczył na wystającym korzeniu i Baby prawie uderzyła głową w sufit. Cieszyła się, że zapięła pasy.
– To trochę wyboista droga – powiedział Joey – ale wiem, jak dojechać do głównej. Trafiłbym z zamkniętymi oczami.
Chyba faktycznie wiedział, dokąd jechać. Baby była wdzięczna, że zwolnił, bo widoczność była minimalna. Ominął jakieś krzaki i wjechał pomiędzy gęsto rosnące drzewa. Lawirował pomiędzy nimi z wprawą aż…
BUM!
Baby się rozejrzała.
– Kurwa, co to było?
Joey szarpał kierownicę, ale samochód zaczął skręcać w boku, ku wielkiemu drzewu. Docisnął hamulec i udało im się zatrzymać tuż przed pniem drzewa.
Joey uderzył pięścią w kierownicę, wyładowując frustracje.
– Co to było? – zapytała Baby, lekko dotykając jego ramienia w nadziei, że to go uspokoi.
– Ludzie wysypują tu różne gówna. Przejechaliśmy po czymś i mamy flaka.
Otworzył drzwi i wysiadł. Rozejrzał się, szukając tego, po czym przejechali. Znalazł coś, zaczął fuczeć i przeklinać na przebitą oponę. Okrążył samochód, by lepiej się przyjrzeć.
– Pomóc ci? – zapytała Baby, w duszy licząc na odmowę. Rozpięła pas i nachyliła się ku fotelowi kierowcy, by zobaczyć, co robił. Klęczał i oglądał przednie koło. Wieści były złe, bo pokręci głową i wstał. Wystawił głowę ponad otwartymi drzwiami.
– Tak, flak – potwierdził. – Trzeba będzie wymienić…
Zanim skończył zdanie, jego głową gwałtownie szarpnęło do przodu. Skrzywił się z bólu. Baby zobaczyła, że coś sterczy mu z szyi. Wyglądało jak małe pióro. Joey uniósł rękę, by tego dotknąć. Była to jakaś rzutka. Nim ją wyjął, jego ciałem ponownie szarpnęło. Druga lotka wbiła mu się w ramię tuż pod barkiem.
– Co się dzieje? – jęknęła Baby, rozglądając się i próbując zlokalizować miejsce, z którego nadlatywały pociski.
Joey nie odpowiedział. Upadł na kolana i ponownie spróbował wyjąć rzutkę z szyi. Przed szybą samochodu przeleciał biały błysk i trzecia lotka wbiła się w tył jego uda. Ta najwyraźniej zrobiła swoje, a może to te wcześniejsze zaczęły działać, bo Joey upadł na plecy patrząc w niebo i mrugając powoli, próbując zachować przytomność. Był w tarapatach. Obrócił głowę, by na nią spojrzeć.
Baby ostrożnie wysunęła głowę z auta, licząc, że sama nie zostanie trafiona rzutkami.
– W porządku? – zapytała.
Joey otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nie padły żadne słowa. Przestał mrugać i zamknął oczy, jakby zapadł w sen. Baby usłyszała kroki. Wycofała się do samochodu i wróciła na miejsce pasażera. Nie wiedziała, co zrobić. Nie chciała zostawiać Joeya, ale też nie miała kryjówki. Uklękła na fotelu i zmrużyła oczy, by lepiej widzieć przez szybę. Do samochodu, ku Joeyowi, podchodził człowiek ubrany od stóp do głowy w maskujące zielenie.
Baby przypomniała sobie o pistolecie, który widziała w schowku. To mogła być jej szansa, by udowodnić Joeyowi, że potrafi o siebie zadbać, ale czy miała dość odwagi, by go użyć? Mogła przekonać się tylko w jeden sposób. Otworzyła schowek i niepewnie wyjęła broń. Przez chwilę zastanawiała się nad nożem, ale odrzuciła ten pomysł, uznając, że z pistoletem będzie wyglądać groźniej. Poza tym, nóż nadawał się na niewielkie dystanse i mogła go stracić, zanim zdążyłaby zadać przeciwnikowi jakiekolwiek straty.
Ujęła pistolet w obydwie ręce, ale trzymała go w ukryciu, pomiędzy fotelami. Zakamuflowany człowiek zignorował ją i minął drzwiczki. Zatrzymał się przy Joeyu. Był krępy i miał czarnego kucyka, który wystawał spod zielonej czapki. W ciemności ciężko było dostrzec jego rysy, ale wyglądało na to, że na policzkach i nosie miał czarną farbę, by nie rzucać się w oczy w ciemności. Przez plecy miał przerzucony lekki karabin, a do tego pas z rzutkami. Kim był i czego chciał?
Kiedy facet upewnił się, że Joey nie stanowił zagrożenia, wstał i podszedł do otwartych drzwi. Zajrzał do środka, by przyjrzeć się Baby. Miał paskudnie zadarty świński nos. Jego wzrok powędrował ku rękom Baby, wciąż ukrytymi pomiędzy fotelami.
– Nawet nie myśl o tym, żeby do mnie strzelać – powiedział, wysuwając zza paska nóż myśliwski.
Baby musiała podjąć trudną decyzję.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Plot to Kill the Pope - Sześćdziesiąt pięć

The Day It Rained Blood - Dwa