The Plot to Kill the Pope - Epilog


Ucieczka doktora Jekylla z Dworu Landingham przebiegł doskonale, ale śmierć Solomona Bennetta postawiła go w niefortunnej sytuacji. Był przeszczęśliwy, że przeżył masakrę, a fakt zdobycia wózka pełnego mistralitu jeszcze poprawiał mu nastrój. Jednak bez Solomona Bennetta, Jekyll musiał sam zająć się sprzedażą. Umowa została zawarta wiele miesięcy wcześniej i miała być pozornie prostą transakcją, do której miało dojść w miejscu publicznym. Jekyll nigdy nie sądził, że to on przeprowadzi tę wymianę.
Po kilku nerwowych rozmowach telefonicznych z mężczyzną, z którym Bennett negocjował warunki przed kilkoma miesiącami, Jekyll zgodził się dostarczyć jeden baniak mistrality za cenę pięciu milionów dolarów. Jeśli ta transakcja przeszłaby pomyślnie, jej następstwem miała być wymiana reszty towaru.
Kiedy przyjechał do Rae’s, był podenerwowany. Jego siłą było obmyślanie i tworzenie trucizn, nie prowadzenie negocjacji w małych jadłodajniach, przy śniadaniu i kawie. Starał się nie rzucać w oczy, założył długi szary płaszcz, ciemne okulary i kapelusz. Miał ze sobą niewielką walizkę, w której umieścił pojemnik z mistralitem. Miał nadzieję, że wyglądał jak typowy urzędnik. Tak naprawdę wyglądał jak szemrany rosyjski szpieg z teczką pełną sekretów wagi państwowej. Odpowiednie dobranie ubioru nigdy nie było jego dobrą stroną. Z kolei z instynktem przetrwania nie miał problemu, zawsze stanowił on jego priorytet, więc zatrudnił dwóch uzbrojonych ochroniarzy, Franka i Kevina, by pilnowali go w trakcie wymiany. Obiecał kupcowi, że przybędzie sam, więc Frank i Kevin mieli czekać po drugiej stronie ulicy i wkroczyć do akcji, jeśli pojawią się problemy.
Jekyll z ulgą zobaczył, że w jadłodajni był tylko jeden gość. Przysadzisty, czarnoskóry dżentelmen z siwiejącymi włosami, prawdopodobnie po pięćdziesiątce. Siedział w boksie na tyłach, z daleka od okien. Mężczyzna doskonale pasował do opisu kupca. Powiedziano mu, żeby szukał wielkiego, czarnego faceta w czerwonym garniturze i kapeluszu – i gość dokładnie tak wyglądał. Na stoliku przed nim stała szklanka z sokiem pomidorowym, a u jego nóg leżała walizka, w której miało znajdować się pięć milionów dolarów. Jekyll odetchnął głęboko i podszedł do stolika. Mężczyzna w czerwieni wstał i powitał go ciepłym uśmiechem.
– Dzień dobry – powiedział Jekyll, wyciągając dłoń. – Pan Legba?
Mężczyzna ujął jego rękę i potrząsnął.
– Owszem, proszę mi mówić Trzask – powiedział i wyszczerzył zęby. – To czysta przyjemność pana poznać, panie Jekyll. Jestem fanem pana prac.
Doktorze Jekyll.
– Przepraszam – powiedział Trzask i usiadł. – Jakiej specjalności doktorem pan jest?
– Kreatywności.
– Słucham?
Jekyll mocniej ujął ucho walizki i usiadł, kładąc ją na kolanach.
– Chodzi mi o to, że na moje umiejętności nie ma jeszcze nazwy. Jestem pionierem.
– Tak, bez wątpienia – odparł Trzask, zerkając na walizkę. – Zamówić panu coś do picia?
– Wystarczy woda.
– Oczywiście. – Trzask podniósł głos. ­– Kelnerka! Szklankę wody dla mojego przyjaciela proszę!
Jekyll czuł, że jego dłonie zaczęły się pocić. Im dłużej Trzask patrzył na walizkę, tym cieplej robiło się rękom Jekylla.
– Towar jest w środku? – zapytał Trzask.
– Tak. – Jekyll wskazał walizkę u stóp drugiego mężczyzny. – To dla mnie?
– Mhm.
– Więc co teraz? Liczymy do trzech i wymieniamy się walizkami?
Trzask się uśmiechnął, odsłaniając rząd nieskazitelnie białych zębów. Zamiast odpowiedzieć na pytanie, przesunął swoją walizkę po podłodze w kierunku Jekylla.
– Może pan liczyć – powiedział. – Tu i tak nie ma nikogo poza nami.
Jekyll podniósł walizkę z ziemi i położył na stole przed sobą. Szybko obejrzał się za siebie, sprawdzając, czy nikogo zanim nie było. Jadłodajnia była pusta, jeśli nie liczyć kelnerki, która właśnie nalewała wody do szklanki. Kątem oka zerknął w kierunku okien na froncie, żeby sprawdzić, czy Frank i Kevin nadal czekali po drugiej stronie ulicy. Ku jego uldze, wciąż tam byli, choć nie zachowywali się zbyt dyskretnie. Gapili się prosto na jadłodajnię jak para półgłówków w puste akwarium.
– Jesteśmy bezpieczni – zapewnił Trzask. – Nikt tu nie wejdzie.
Jekyll przytaknął i odetchnął z ulgą. Na razie wszystko szło dobrze i panowała luźna atmosfera. Odpiął blokady walizki i otworzył ją. W środku było więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek widział. Uniósł gruby plik banknotów studolarowych i przewertował go. Wyglądało na to, że składał się tylko z grubych nominałów. Uniósł jeszcze kilka plików, by mieć pewność, że pod spodem nie kryły się jednodolarówki. Wszystkie wyglądały dobrze, a po spędzeniu chwili na ich kontroli zaczął czuć się dziwnie, jakby trwająca więcej niż kilka sekund kontrola pieniędzy była czymś złym. Poza tym, co z tego, gdyby w walizce nie znajdowało się pięć milionów? Było tu dość, by wystarczyło do końca życia.
– Mogę zobaczyć, co przyniósł pan w walizce? – zapytał Trzask.
– Oczywiście.
Jekyll uniósł własną walizkę i podał ją Trzaskowi nad stołem. Mężczyzna położył ją na kolanach i otworzył. Jego twarz pojaśniała, kiedy zobaczył zbiornik z mistralitem.
– To to? – zapytał Trzask z szerokim uśmiechem. – I jest tego więcej, rak?
– Jeśli ma pan więcej walizek takich jak ta – odparł Jekyll, poklepując walizkę z pieniędzmi. – To ja mam dużo więcej takich jak tamta.
– Dobrze.
Kelnerka w końcu pojawiła się obok Jekylla, niosąc tacę ze szklanką wody. Była to szczupła, młoda kobieta z krótkimi, czerwonymi włosami i okularami w kanciastych, niebieskich oprawkach. Jekyll nie zwrócił uwagi na jej twarz, ponieważ miał ciało warte grzechu. Należała do tego rodzaju kobiet, które miał nadzieję przyciągnąć na swoje bogactwo. Nie musiałby próbować imponować kobietom poprzez bycie zabawnym czy interesującym; to byłoby ogromnym ułatwieniem, bo nie był ani zabawny, ani interesujący, nawet po pijaku.
Kelnerka położyła szklankę wody na stole. Kiedy nie patrzyła, on rzucił okiem na jej dekolt. Różowy strój miał z przodu suwak, którego nie dosunęła na samą górę, kusicielka.
– Coś jeszcze? – zapytała.
Jekyll wyrwał się z „cyckowego” transu i odpowiedział:
– Nie, dziękujemy.
Sięgnęła do kieszonki z przodu sukienki i wyjęła małą, białą kopertę.
– To chyba do pana – powiedziała, kładąc ją na stole obok szklanki.
Jekyll uniósł kopertę, kiedy kelnerka odeszła. Ktoś czarnym tuszem napisał na niej jego imię. Obrócił ją i pokazał Trzaskowi.
– To od pana? – zapytał.
– Nie – odpowiedział Trzask i zmarszczył brwi. – Co to takiego?
– Nie wiem.
Jekyll rozerwał kopertę. W środku był mały, złożony na pół kawałek papieru. Wyjął go i otworzył. Czarnym tuszem napisano na nim wiadomość. Głosiła ona:

Jeden z klientów knajpy zamierza cię zabić.
Zgadnij kto?

Jekyll miał wrażenie, jakby wylano na niego kubeł zimnej wody. Krew zamarzła mu w żyłach i przeszedł go dreszcz. Nie miał pojęcia, kto napisał ten liścik. To musiał być Trzask albo kelnerka. Chyba że w pobliżu krył się ktoś jeszcze?
– Wszystko w porządku? – zapytał Trzask.
Jekyll bał się zerknąć za ramię. Może kelnerka czekała na niego z nożem, a może do środka niepostrzeżenie wkradł się ktoś jeszcze? Złapał uchwyt walizki z pieniędzmi i obrócił się na kanapie, gotów zerwać się z miejsca i pobiec do drzwi w razie potrzeby.
Niestety, nie miał okazji dotrzeć do drzwi. Zza lady wyszły trzy osoby, blokując mu jedyną drogę ucieczki. Rozpoznał całą trójkę. Rodeo Rex w sztruksowym stroju i dużym, brązowym kapeluszu. Elvis w białym dresie i złotej pelerynie sięgającej pasa, z obowiązkowymi ciemnymi okularami w złotej oprawce. Trzecią osobą była Jasmine. Przez krótką chwilę słabości Jekyll zapomniał o swoim położeniu i zachwycił się tym, jak seksownie wyglądała. Miała obcisły fioletowy kostium i tę samą czarną maskę, którą nosiła, gdy udawała Britney Spears.
Przeanalizował sytuację i postanowił zachować spokój. Był przygotowany na takie okazje. Lada chwila Kevin i Frank wpadną do jadłodajni i go uratują. Za to im płacił. Odliczył w myślach do trzech, mając nadzieję usłyszeć brzęk dzwonka nad drzwiami, który oznajmiłby nadejście jego ciężkich wybawców.
Raz
Dwa
Trzy
Dzwonek zadzwonił w samą porę. Idealnie.
Rex, Elvis i Jasmine nie wydali się zaskoczeni otworzeniem drzwi. Odsunęli się, żeby Jekyll mógł zobaczyć, kto wchodził. Frank i Kevin wsunęli głowy do środka. Czy też raczej, to Bourbon Kid wsunął ich głowy za drzwi. Miał na sobie długi, czarny płaszcz z kapturem na głowie; w prawej trzymał głowę Kevina, w lewej – Franka. Obydwie twarze gapiły się na Jekylla jak imitacje Krzyku. Kid rzucił głowy na podłogę i kopnął. Potoczyły się, aż uderzyły o stopy Jekylla.
Zwymiotował na widok dwóch odciętych głów. Zawartość jego żołądka wydostała się przez jego usta i rozprysła na ceramicznej podłodze. Kaszlał i pluł, pozbywając się resztek wymiocin, po czym wyprostował się i otarł usta. Do jadłodajni weszła jeszcze jedna osoba. Mężczyzna w masce.
Czerwony Irokez.
W dłoni trzymał maczetę. Ciekła z niej ciemnoczerwona krew, prawdopodobnie należąca do Kevina, Franka lub ich obydwu. Czy krew Jekylla znajdzie się tam jako kolejna? Czy to Czerwony Irokez napisał list? Czy ktoś inny?
Tak naprawdę, nie zrobiło tego żadne z nich. Największym zagrożeniem była tutaj kelnerka. Wyskoczyła zza lady i dołączyła do pozostałych. Kiedy przyniosła mu wodę, nie przyjrzał się jej twarzy zbyt dokładnie. Miała jasnoczerwoną perukę i okulary. Prawdę mówiąc, dużo więcej uwagi poświęcił jej biustowi niż twarzy. Teraz, gdy zdjęła perukę i okulary, natychmiast ją rozpoznał. Była to córka Devona Pincenta, Baby.
Zignorowała Jekylla i podeszła do Czerwonego Irokeza. Pocałowała go w usta, nie zdejmując mu maski, i położyła dłoń na uchwycie maczety. Odebrała mu broń i odwróciła się przodem do doktora Jekylla.
– Stworzyłeś potwora, który zabił mojego ojca – powiedziała, unosząc zakrwawione ostrze. Wyglądała na wkurzoną.
Jekyll odwrócił się, licząc, że Trzask będzie w stanie mu pomóc. Ale Trzask nie należał do ludzi, którzy pomagają innym w potrzebie. Przeciwnie, lubił rozkoszować się kłopotami innych.
– Doktorze Jekyll – powiedział, wyraźnie zadowolony z siebie. – Proszę poznać Łowców Trupów…

KONIEC (prawdopodobnie…)

koniec
< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Plot to Kill the Pope - Sześćdziesiąt pięć

The Day It Rained Blood - Dwa

The Plot to Kill the Pope - Dwadzieścia