The Plot to Kill the Pope - Jedenaście

Baby przyszła do domu z próby i powitał ją zapach przypalonej kolacji, który docierał do korytarza z kuchni. Krzyknęła do ojca, ale nie usłyszała odpowiedzi, więc poszła za zapachem. Znalazła mężczyznę w kuchni, z głową w piekarniku.
– Cześć, tato, co robisz? – zapytała.
Devon wyjął głowę z piekarnika. Twarz miał czerwoną i pokrytą potem.
– Cześć, Baby – powiedział z uśmiechem. – Robię kolację.
Kilka kropli potu pociekło z jego twarzy na niebieski fartuch, pokryty najróżniejszymi plamami, w tym kilkoma świeżymi. Jedną z rzeczy, których Baby się dowiedziała, odkąd zamieszkała z ojcem, był fakt, że to niechlujny kucharz.
Na stole leżały cztery nakrycia, na gazie stały trzy rondle, z czego zawartość dwóch kipiała.
– A konkretnie? – zapytała.
– Pieczona wołowina. Mamy dziś gości na kolacji. Jak próba?
– Okej.
Zamierzała zapytać, kim byli gości, ale Devon ją ubiegł.
– Znalazłaś już przyjaciół na próbach?
– Zostałam zaproszona na randkę.
Devon otarł pot z czoła.
– Ktoś z obsady?
– No. Chłopak grający Danny'ego Zuco zaprosił mnie na piątkowy wieczór, będziemy ćwiczyć kwestie.
– Podoba ci się?
Baby położyła ręce na oparciu jednego z krzeseł.
– Nie jest to Ryan Gosling – powiedziała – ale dziewczynom chyba się podoba.
– Nie pytałem, czy dziewczynom się podoba. Pytałem o ciebie.
Zanim Baby udzieliła odpowiedzi na to pytanie, rozległ się dzwonek do drzwi. Goście przybyli.
– Otworzysz? – zapytał Devon. Wysunął jedno z krzeseł i usiadł na nim, wyraźnie wykończony upałem.
Baby wyszła z kuchni i przemierzyła korytarz. Przez okno zobaczyła dwie postaci. Otworzyła drzwi i z radością stwierdziła, że zna obydwie osoby. Byli to stary kolega ojca, Jack Munson, i jego nowa dziewczyna, Jasmine – jedna z najlepszych przyjaciółek Baby z czasów jej pobytu w B Movie Hell.
– O mój Boże. Jack, Jasmine? Co wy tu robicie? – wykrzyknęła.
Jack wyglądał znacznie zdrowiej niż w B Movie Hell, gdzie widziała go ostatnio. Dużo młodziej. Nie miał podkrążonych oczu, był ubrany w eleganckie czarne spodnie, niebieską koszulę i modną czarną, skórzaną kurtkę. Jasmine dobrze się nim zajęła.
Uśmiechnął się do Baby.
– Twój ojciec zaprosił nas na kolację. Nie powiedział ci?
– Nie. Znaczy, wspomniał, że będziemy mieć gości, ale...
Jasmine odepchnęła Jacka i weszła do korytarza. Otoczyła Baby ramionami.
– Baby! – zapiszczała. – Jak dobrze znów cię widzieć. Świetnie wyglądasz!
– Ty też.
Jasmine miała na sobie obcisłe leginsy w cętki i nisko wycięty czarny top. Od lat się tak nosiła. Jej długie, ciemne włosy były nieco zmierzwione od wiatru, ale Jasmine potrafiła sprawić, że fryzura wyglądała na dokładnie przemyślaną.
Munson odchrząknął.
– A wujek Jack nie zasłużył na przytulenie?
– Zasłużył.
Baby odsunęła się od Jasmine i objęła Munsona, smoknęła go w policzek.
– Świetnie wyglądasz, Jack – powiedziała.
– Jasne że tak, ty również. Masz urodę po matce. A gdzie ten stary piernik, którego nazywasz ojcem?
– Tu jestem!
Devon pojawił się w korytarzu tuż za Baby. On i Baby objęli się serdecznie. Widać było, że byli dobrymi przyjaciółmi.
– Dobrze cię widzieć, Devon – powiedział Jack. – Ale wyglądasz cholernie staro.
– Taa, efekt uboczny posiadania nastoletniej córki. – Rzucił okiem na towarzyszkę Jacka. – Więc to jest ta wspaniała Jasmine, o której tyle słyszałem. – Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głowy, a potem rzucił okiem na Jacka. Nietrudno zgadnąć, co pomyślał o leginsach w cętki. Ale, jak wszyscy mężczyźni, szybko polubił Jasmine, zwłaszcza gdy położyła dłonie na jego barkach i pocałowała go w policzek.
– Miło poznać – powiedziała.
Baby wiedziała, jaki wpływ na mężczyzn miał jej całus w policzek, więc złapała Jasmine za rękę i zaciągnęła do salonu.
Odkąd zamieszkała w nowym domu, Baby wprowadziła kilka zmian, ale salon nadal miał raczej męski charakter. Półki na ścianach zdobiły sportowe trofea ojca, naprzeciwko szerokiej, obitej czarną skórą sofy wisiał też ogromny telewizor. Baby skoczyła na sofę i pilotem uruchomiła telewizor. Włączył się kanał z muzyką country. Ani Baby ani Jasmine nie interesowały się muzyką, ale przynajmniej zagłuszała ich głosy, dzięki czemu Devon i Jack nie mogli ich podsłuchać.
– Widziałaś inne dziewczyny? – zapytała Baby.
Jasmine pokręciła głową.
– Nie. Nikogo nie widziałam. Byłam w Rumunii z Jackiem, odkąd spalił Bobrzy Pałac.
– Co robiliście? Ty i on to tak na poważnie?
– Tak. Powiem ci, Baby, że w starszych facetach jest coś... Pod tym żałosną, burkliwą maską kryje się... – Przerwała, by się zastanowić. – Gbur. Ta, zwykle jest gburowaty, ale to w sumie słodkie, wiesz? Bawię się przy nim lepiej niż przez cały dzień robienia lodów Silvio Mellencampowi.
Baby zadrżała na samo imię Silvia Mellencampa. Czerwony Czub odciął mu głowę. To dość okrutny rodzaj śmierci, ale zasłużył na to, w pewnym sensie. Wspomnienie obleśnych antyków Mellencampa będzie ją prześladować do śmierci.
– To co robiliście w Rumunii? – zapytała Baby, szybko zmieniając temat.
– Pomagałam Jackowi śledzić złych ludzi.
– Złych ludzi? Na przykład?
– Frankensteina, Mozarta, doktora Jekylla...
– Przecież to nie są prawdziwi ludzie, co nie? – zapytała Baby, nie potrafiła ukryć zdumienia.
– To jeszcze nic – powiedziała Jasmine. – Wracając tutaj, poznaliśmy Elvisa, Rodeo Rexa i Bourbon Kida. A oni szukają twojego kumpla, Czerwonego Czuba.

W kuchni, Devon i Jack Munson prowadzili dość podobną rozmowę.
– Rodeo Rex i Elvis? – powtórzył Devon. – Oni powinni nie żyć. Sprawa sprzed kilku lat. Miles Jensen potwierdził, że umarli, a potem zniknął.
– Cóż, wczoraj w nocy byli jak najbardziej żywi – odpowiedział Munson. – I był z nimi Bourbon Kid. Mówię, co widziałem.
– Bourbon Kid? Myślałem, że on nie istnieje.
– Cóż, cała trójka wyglądała bardzo prawdziwie i szuka twojego przyjaciela, Czerwonego Czuba. Dobre wieści są takie, że raczej nie znają jego prawdziwej tożsamości.
– Czego od niego chcą?
– Chcą go zabić.
– Ale czemu? Nic im nie zrobił, co nie?
Munson westchnął.
– To banda pomyleńców. Ten wielki, Rex, pieprzył coś, że nie mogą pozwolić, żeby zabił papieża.
– Skąd oni o tym wiedzą?
– Czyli to prawda?
– Nie, a raczej: nie sądzę, ale to temat z pierwszych stron.
– Co za temat?
– Do biura Calhoon ktoś przysłał groźbę i wszyscy wzięli to na poważnie.
Munson podszedł do drzwi kuchennych i przymknął je, zostawiając małą szczelinę, ale utrudniając Jasmine i Baby ewentualne podsłuchiwanie.
– Kontaktowałeś się z Joeyem i pytałeś? – zapytał.
– Nie mogę – odparł Devon. – Założę się, że moje rozmowy telefoniczne i maile są monitorowane.
– Śledzą cię?
– Tak myślę. – Zniżył głos do szeptu. – Jeśli się nie mylę, w domu też mam pluskwy – powiedział żartobliwie, po czym gwałtownie zmienił temat. – A teraz na poważnie. Jak ci się układa z Jasmine? Wygląda na taką, co mogłaby cię wykończyć.
– Robi świetne przypalone tosty. Ale ma też inne talenty. Bardzo pomogła mi w Rumuni.
– Farciarz.
Munson się zaśmiał.
– Nie wyobrażaj sobie za dużo. Chodziło mi o to, że nieźle działa pod przykryciem, tak naturalnie.
– Co?
– Serio, potrafi wyciągnąć informacje z każdego. Połowa informacji, z którymi przyjechałem z Rumunii, pochodzi od niej.
Devon podszedł do drzwi i zerknął do salonu. Zobaczył, że Jasmine leży na sofie z jedną nogą założoną za głowę i opowiada Baby jakąś historię. Zmarszczył brwi i wrócił do kuchni.
– Robisz sobie jaja, prawda?
– Nie. Dziewczyna ma dar.
– Przeszkoliłeś ją?
– Trochę, niewiele, ale jej zdolności aktorskie zasługują za Nagrodę Akademii. Zna ludzi z przeróżnych warstw społecznych i ma dar do otwierania ludzi, mówią jej wszystko. Mnóstwa rzeczy nie wie, ale to ekspertka w nietypowych dziedzinach. Ponoć dużo nauczyła się z kablówki.
Devon musiał zaakceptować fakt, że Munson był tak zauroczony Jasmine, iż będzie jej bronił całą noc, więc przeszedł do konkretów.
– To czego dowiedziałeś się o Solomonie Bennetcie?
Nastawienie Munsona w mgnieniu oka zmieniło się z żartobliwego w poważne.
– Niepokojących rzeczy.
– Mianowicie?
– Groszek ci kipi.
– Co?
Munson wskazał rondel na gazówce. Devon odwrócił się i zobaczył, że przykrywka podskakuje na naczyniu, a wrzątek z niego wypływa. Podniósł rondel i skręcił gaz, po czym położył naczynie z powrotem.
Kiedy odwrócił się do Munsona, ten podał mu komórkę.
– Popatrz na to – powiedział.
Na ekranie wyświetlone było zdjęcie Solomona Bennetta. Nie zmienił się od chwili, gdy Devon widział go ostatnio.
– Skąd to masz? – zapytał Devon.
– Jasmine zrobiła. Nie wierzyłem, że to on, dopóki nie pokazała mi fotki.
– Dowiedziałeś się, co zamierza?
– Jasmine mówi, że założył małą sektę, czy – jak ona to nazywa – armię fanatyków.
Devon oddał mu telefon.
– Słyszałem o tym. Ale po co mu armia? Co planuje?
– Wielki napad albo coś w tym stylu. Jego ludzie wierzą, że będą bogaci. Cokolwiek planują, jadą tutaj.
– Założę się, że na Bożonarodzeniowy Cud Calhoon. Ten, na którym będzie papież.
Munson oparł tyłek o stół kuchenny i usiadł na blacie. Często miał problemy z kolanami, długie stanie prowadziło do ich sinienia, więc zawsze szukał sposobności do siadania.
– To coś poważnego – powiedział, biorąc pomarańczę z misy na stole. – Bo załatwił sobie kilku speców.
– Jakich speców?
– Jednym z nich jest nasz stary przyjaciel szalony doktorek.
– Doktor Jekyll, ten pajac? – prychnął Devon. – Nim się nie martwię. Kto jeszcze?
– Słyszałeś o Mozarcie?
– Tym kompozytorze?
– Nie. Tym innym Mozarcie.
Devon zmarszczył brwi.
– Facet o wielu twarzach?
– Tak.
– Przecież jest w wojskowym więzieniu o zaostrzonym rygorze, gdzieś w Turcji – przerwał. – Prawda?
Munson wziął jeszcze dwie pomarańcze i żonglował nimi. To nie zrobiło na Devonie wrażenia, raczej go rozzłościło, bo oczyma wyobraźni już widział, jak owoce lądują na ziemi.
– Nie – powiedział Munson. – Uciekł. Ale Turcy o tym nie mówią. Pewnie liczą, że złapią go, zanim wszyscy się o tym dowiedzą.
– Jakim cudem uciekł? Stamtąd jeszcze nikt nie zwiał!
Munson upuścił wszystkie trzy pomarańcze, tak jak przewidział Devon. Odbiły się od podłogi i potoczyły w różnych kierunkach. Munson się nie przejął. Sięgnął do kieszeni i znów wyjął telefon.
– Miał pomoc – powiedział, przeglądając zdjęcia. – Jasmine mówiła, że wyciągnął go stamtąd jeden facet, przynajmniej tak powiedział jej Mozart.
– Jasmine poznała Mozarta?
– Tak, ale spotkała jeszcze kogoś.
Munson uniósł telefon, żeby pokazać coś Devonowi. Zdjęcie człowieka, któego rozpoznał, byłego obiektu doświadczalnego Operacji Czarna Fala. Devonowi opadła szczęka.
– To Frank Grealish!
Munson przytaknął.
– Obecnie nazywają go Frankensteinem.
– Jasmine zrobiła to zdjęcie?
– Któraś z jej koleżanek.
– Ciągle ma pręty w szyi!
– No. I potrafi samodzielnie wyrwać Mozarta z wojskowego więzienia, więc wyobraź sobie, co jeszcze jest w stanie zrobić.
Devon wpatrywał się w zdjęcie.
– WIedziałem! – powiedział. – To dlatego wracają na Bożonarodzeniowy Cud. Potrzebują Mistralitu, żeby stworzyć więcej Frankensteinów!
– Czyli jest tego więcej?
– Tym leczą raka skóry papieża. Kiedy papież udowodni, że to działa i zarekomenduje, Alexis Calhoon chce sprzedać resztę jakimś firmom farmaceutycznym. Bennett zamierza wpaść na imprezę i ukraść Mistralit.
– Czyli dobrze rozumiem – powiedział Munson. – Solomon Bennett chce wykorzystać Frankensteina, doktora Jekylla i Mozarta, a do tego swoją armię, żeby ukraść lek na raka, a na tej samej imprezie Czerwony Czub chce zabić papieża?
– Świat bywa szalony, no nie?

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden