The Plot to Kill the Pope - Dziesięć

OSTATNIE DNI OPERACJI CZARNA FALA
(Pięć lat wcześniej)
Część 3 z 4
Solomon Bennett i doktor Jekyll siedzieli na ławce na tyłach wojskowej więźniarki. Naprzeciwko nich siedział uzbrojony strażnik więzienny, surowy czterdziestokilkulatek z ciemną skórą i krzaczastymi wąsami, gotowy zastrzelić ich, gdyby chcieli uciec. A pomiędzy nimi, pośrodku pojazdu, leżał czarny worek z trupem Franka Grealisha.
Droga była wyboista, przez pierwszy kilka minut panowała niezręczna cisza. Bennett wiedział, co miało się wydarzyć. Planowano pozbyć się jego i Jekylla. Musiał spróbować jakoś się z tego wymigać.
– Wiesz, kim jestem? – zapytał strażnika.
Facet patrzył przed siebie, ignorował go. Bennett musiał przyznać, że – gdyby role się odwróciły – postąpiłby tak samo. Dużo trudniej zabić osobę, którą się poznało.
– Jestem major Solomon Bennett. Jeśli wypuścisz nas z paki, obiecuję, że znikniemy. Nikt nas już nie zobaczy. I zadbam o to, żeby do twoich drzwi zapukała walizka z pieniędzmi.
Strażnik dalej go ignorował.
– Milion baksów – powiedział Bennett, licząc na choćby najmniejsze zainteresowanie. – Dobra, dwa miliony, dla ciebie i kumpla za kierownicą.
Oczy strażnika pojaśniały na wzmiankę o dwóch milionach. "Każdy ma swoją cenę", pomyślał Bennett, uśmiechając się do siebie w duchu.
Strażnik gestem kazał mu nachylić się nad trupem, żeby szepnąć mu coś do ucha. Bennett miał ręce skute za plecami, przez co wstanie w jadącym pojeździe było prawie niemożliwe, toteż tylko naciągnął szyję i nadstawił ucha.
W zamian za fatygę oberwał kolbą pistoletu w tył głowy. Uderzenie bolało jak diabli, więc natychmiastowa utrata przytomności była chyba błogosławieństwem. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, była jego twarz lądująca na czarnym worku, w którym znajdowało się ciało Franka Grealisha.
Był nieprzytomny przez niecałe dwadzieścia minut. W tym czasie zdarzało mu się usłyszeć jakieś hałasy wokół siebie. Czuł się jak pijak, który przysypia przed telewizorem podczas oglądania filmu akcji. Głęboki sen przerywały mu wystrzały, ludzkie krzyki i coś, co brzmiało jak wypadek samochodu.
Kiedy wreszcie się ocknął, w głowie mu łupało. Miał wrażenie, że ktoś włożył mu pulsar pomiędzy czaszkę i skórę. Gdy otworzył oczy, zobaczył, że sytuacja w więźniarce diametralnie się zmeniła. Siedział na swoim miejscu na ławce, oparty plecami o ścianę pojazdu, ale nie miał kajdanek, a naprzeciwko niego znajdował się Henry Jekyll, a nie ten żałosny szmaciarz, który uderzył go w głowę.
– Co się stało? – zapytał.
Pojazd podkoczył na drodze, wstrząsając Bennettem i zmienijąc ból głowy w coś niemożliwego do zniesienia.
– Jesteśmy na tyłach więźniarki – odpowiedział Jekyll. – Nie pamiętasz?
– Nie zgrywaj cwaniaka, to do ciebie nie pasuje. – Bennett potarł potylicę. Spojrzał na podłogę i zauważył, że worek na ciało Franka Grealisha był pusty. – Co się dzieje? – zapytał, krzywiąc się z bólu, pulsowanie w głowie stawało się naprawdę nie do wytrzymania.
Henry Jekyll uśmiechał się, co nie było przyjemnym widokiem, ale jednocześnie pokazywało, że nie byli w tak beznadziejnej sytuacji jak dwadzieścia minut temu.
– Udało się, Solomon – powiedział. – I to zajebiście dobrze!
– Co się udało?
– Zgadnij, kto kieruje?
– Co?
– Więżniarka. Zgadnij, kto nią kieruje?
– Henry, strasznie boli mnie głowa. Po prostu powiedz mi, co się dzieje.
Jekyll sięgnął w dół i uniósł worek.
– Patrz – powiedział promiennie. – Widzisz, nasz eksperyment się udał. Frank Grealish żyje i kieruje.
Z wnętrza paki nie można było zobaczyć kierowcy, w końcu miała to być mobilna cela.
– A strażnicy?
– Powinieneś to zobaczyć, Solomon. Wszystko było dokładnie tak, jak chcieliśmy.
– Nie mów zagadkami. Co się stało?
– Frank się obudził. Nie umarł. Kiedy strażnik zobaczył, że worek się rusza, odsunął go. Frank żył.
– Jakim cudem?
– Nie wiem. Kazałem mu zabić strażników. Och, Solomon, to było piękne. Powinieneś to zobaczyć. Złapał tego, który cię walnął, złapał za gardło i, no, wtedy było najlepsze.
Bennett na chwilę zapomniał o bólu głowy.
– A gdzie teraz są strażnicy? – zapytał.
– Chciał go zastrzelić – powiedział Jekyll, klaszcząc jak radosna foka. – Cztery strzały w klatę, wszystkie się odbiły. Nasz eksperyment się udał. Jest kuloodporny!
– A strażnicy?
– Zabił ich obydwu. Pierwszemu zmiażdżył gardło, chociaż tamten do niego strzelał. Kierowca dał po hamulcach i, zanim się zorientowałem, otworzył drzwi i jeszcze trzy razy strzelił we Franka. A ten tylko się otrzepał i podniósł pistolet tego pierwszego klawisza. I BANG! Dwa trupy. A ty i ja mamy kuloodpornego żołnierz, tak jak chcieliśmy.
– Co zrobiłeś z ciałami?
– Wyrzuciliśmy ich przy drodze i kazałem Frankowi nas stąd wywieźć!
Bennet znów potarł głowę.
– Dobra, chwila moment – powiedział. – Godzinę temu Frank nie miał pulsu, serce mu nie biło. Był trupem, wszyscy to widzieli.
– Nie był trupem. Tylko zemdlał w trakcie procesu. Wciąż ma puls, ale nie wyczuwalny przez kuloodporną skórę. I może oddychać dzięki tym prętom w szyi, więc nie tylko jest niezwyciężony. Może jeszcze udawać trupa.
Bennett nie mógł się nie uśmiechnąć.
– Niesamowite – powiedział. – Stworzyliśmy prawdziwego Frankensteina.
– To mój najlepszy wynalazek – stwierdził Jekyll. – Jeśli dostaniemy więcej Mistrality, będziemy mogli stworzyć ich więcej. To największy wynalazek w historii. Niezwyciężony asasyn!
– Później będziemy świętować – powiedział Bennett. – Na razie zwiewajmy z kraju, póki Calhoon nie wie, że uciekliśmy.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden