The Plot to Kill the Pope - Szesnaście

Devon od dawna nie szedł przez miasto nocą. Jaskrawe neony nad sklepami i klubami sprawiały, że okolica wydawała się ciekawa. Ale gdyby zedrzeć zewnętrzną, kolorową warstwę, odkrywało się paskudne wnętrzności miasta, w którym pełno było biedoty i seks pracowników.
Mimo wszystko, Devon z radością przechadzał się chodnikiem, patrząc na światła i witryny. Spotkanie z Blake'iem Jacksonem przebiegło dobrze. Wierzył, że zostanie przywrócony do Fantomu i dostanie podziękowania za odkrycie, iż Solomon Bennett planował zniszczyć wizytę papieża na Cudzie Calhoon.
Był mniej więcej w połowie drogi do domu, gdy przyszło mu do głowy, że szpicel Blake'a Jacksona znów może go śledzić. Przedtem udało mu się go zguić, ale jeśli gość był cokolwiek wart, na pewno już siedzi mu na ogonie.
Devon zobaczył stojącego na poboczu Range Rovera. Przeszedł obok niego, przykucnął i udał, że wiąże buty. Tak naprawdę patrzył w lusterko samochodu, szukając śledzącej go osoby. Jakieś sto metrów za sobą zobaczył wolno idącego człowieka w długim płaszczu. Zgodnie z przewidwaniami, gość zatrzymał się i zapatrzył w witrynę sklepową, kiedy tylko zaczął podejrzewać, że Devon obserwuje go w lusterku.
Devon uśmiechnął się i wstał. Na ulicy rządowy ogon mu nie przeszkadzał. W sumie pocieszała go myśl, że gdyby został napadnięty, miał ze sobą wyszkolonego agenta gotowego rzucić się na pomoc. Szedł dalej, od czasu do czasu zwalniając i zerkając w sklepowe witryny, żeby pobawić się ze śledzącym go człowiekiem.
Znajdował się na cichej ulicy dwie przecznice od domu, gdy zatrzymała się przy nim taksówka. Okno po stronie pasażera był otwarte, kierowca nachylił się ku Devonowi.
– Koleś, jak dojechać na Gordon Street?
Devon zatrzymał się i zastanowił nad położeniem Gordon Street. Nigdy nie słyszał takiej nazwy. Podszedł bliżej i włożył głowę przez okno do środka taksówki.
– Gordon Street? – powtórzył za kierowcą.
Przyjrzał się kierującemu i natychmiast go rozpoznał. Sporą wskazówką była burza pomarańczowych kręconych włosów. Henry Jekyll, szalony doktor.
– Henry? – powiedział zdumiony Devon.
– Miło pana znowu widzieć, panie Pincent – odpowiedział Jekyll.
Devon cofnął się od taksówki. Nim zdążył rozjerzać się wokół w poszukiwaniu swojego "ogona", ktoś złapał go od tyłu. Jedna ręka otoczyła go w pasie, druga przycisnęła chusteczkę do jego ust i nosa. Tkanina była nasączona mocnymi środkami nasennymi. Gdyby był to chloroform, Devon mógłby stawić opór, ponieważ – wbrew temu, co pokazują seriale pokroju Dallas czy Aniołków Charliego – uśpienie kogokolwiek za pomocą chloroformu zajmuje więcej niż pół sekundy. Gdy wciągnął powietrze nosem, wiedział, że miał do czynienia z czymś mocniejszym. Obrócił głowę, próbując uwolnić się z uścisku napastnika, ale z każdą chwilą był coraz bliżej utraty przytomności.
Gdy osłabł, usłyszał, że drzwi do samochodu się otworzyły. Atakujący wciągnął go na tylną kanapę taksówki, cały czas trzymając chusteczkę przy jego twarzy. Tuż przed utratą przytomności zobaczył napastnika. Był nim Solomon Bennett.
– Devon – powiedział Bennett, wsuwając się na kanapę obok niego. – Dawno się nie widzieliśmy.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden