The Plot to Kill the Pope - Zakonnica

Siostra Claudia weszła do Orient Expressu w zimny wrześniowy poranek licząc na coś więcej niż szybkie śniadanie ze starym przyjacielem Petem. Minęło dokładnie sześć miesięcy, odkąd go ostatnio widziała; spotykali się w takich odstępach czasowych, odkąd przeniesiono ją do Bostonu przed trzema laty.
Orient Express był jedną z tych knajp, które pojawiły się w całym mieście w połowie lat dziewięćdziesiątych i nikt nie wiedział dlaczego. Wyróżniał się tym, że z zewnątrz wyglądał jak pociąg. A kiedy weszło się do środka, można było usiąść w jednym z dwóch wagonów umieszczonych po dwóch stronach lady. Niemniej, jak powiedziałby każdy, kto jadł obiad w klasie ekonomicznej, była to marna i niewygodna forma jedzenia. Jedyną rzeczą, która czyniła posiłek w Orient Expressie lepszym od tego z prawdziwego pociągu, był fakt, że nie pędził z prędkością stu mil na godzinę, kiedy próbowało się przetrawić jedzenie.
Claudia nie była w Orient Expressie od poprzedniego spotkania z Petem. Nie lubiła tego miejsca, ponieważ zawsze było tłoczne i głośne. Dziś nie było inaczej. Połowa stolików w każdym wagonie była zajęta, klienci i ustawiony na ladzie odtwarzacz płyt, z którego leciała piosenka Fast Train Solomona Burke, generowali niesamowitą ilość hałasu. Muzyka była jednym z najbardziej irytujących elementów tego miejsca. Grali tylko to, co miało w tytule pociąg, przez co kilka piosenek leciało w kółko. Claudia już nieraz słyszała Fast Train. Ale dziś po raz ostatni.
Zauważyła Pete'a siedzącego przy stoliku na tyłach jednego z wagonów. Miał na sobie starą, przyciasną, wykonaną z brązowej skóry kurtkę, w której chodziło od dziesięciu lat, oraz szmacianą czapkę, która nie należała do jego typowej garderoby. Zobaczył ją i pomachał. Nawet z daleka widziała, że stracił na wadze, przynajmniej na twarzy. Sześć miesięcy temu miał napuchniętą czerwoną twarz spowodowaną piciem piwa na śniadanie, obiad i kolację. Dziś był zdrowo wyglądającym gościem po pięćdziesiątce. Ale wiele rzeczy się w nim nie zmieniło. Marne maniery, zaniedbane brwi i żółte, wybrakowane uzębienie nadawały mu wygląd typa, który obrabowałby staruszkę, gdyby uznał, że ujdzie mu to na sucho.
Claudia dotarła do miejsca naprzeciw niego, co jest niełatwe gdy ma się na sobie długi, czarny habit. Miejsca pod stołem było naprawdę niewiele i, gdy usiadła, odkryła, że jej kolana dotykają kolan Pete'a.
– Dzień dobry, Pete, miło cię wiedzieć – powiedziała.
– Tak, tak, też dobrze wyglądasz – odparł Pete, niedyskretnie przypominając jej, że nie radził sobie z pogaduszkami o niczym.
– Masz coś dla mnie? – zapytała.
Pete sięgnął pod kurtkę i wyjął grubą żółtą kopertę. Przesunął ją po stole w kierunku Claudii. Koperta nie była zaklejona, więc jej zawartość była widoczna. Właśnie na to Claudia liczyła, na plik brudnych pięćdziesięciodolarówek.
– Dwadzieścia koła – powiedział Pete. – Nie musisz liczyć.
Claudia podniosła kopertę i przejrzała banknoty – nie żeby je policzyć, ale żeby sprawdzić, czy wszystkie były pięćdziesiątkami. Na to wyglądało, i najprawdopodobniej koperta zawierała dwadzieścia tysięcy dolarów, plus minus kilka setek.
– Napijesz się czegoś? – zapytał Pete.
– Oczywiście.
Claudia wsunęła kopertę do kieszeni ukrytej w fałdach habitu, a Pete przywołał kelnerkę. Niska, krągła dziewczyna pojawiła się u boku Claudii.
– Dla koleżanki proszę kawę, Trudie – powiedział Pete.
– Coś jeszcze? – zapytała Trudie.
Claudia chciałaby rzucić okiem na menu, ale z poprzednich wizyt wiedziała, że Trudie nie miała cierpliwości do klientów, którzy długo składali zamówienia.
– Kiedy byłam tu ostatnio, jadłam dobre ciasto cytrynowe – powiedziała. – Jeśli jeszcze je macie, proszę o kawałek.
Trudie zapisała zamówienie w notesie, wsunęła ołówek za ucho i skierowała się za ladę. Pete zerknął nad ramieniem Claudii, obserwując oddalającą się Trudie i niezbyt dyskretnie oceniając jej tyłek.
– Ma męża – powiedziała Claudia – tutejszego opryszka.
Pete chyba jej nie słyszał.
– Ma kobita niezły tyłek – powiedział.
– Mówiłam, jest mężatką.
Pete spojrzał na Claudię.
– To nie ma znaczenia.
– Może dla ciebie, dla niej ma. Nie masz szans. Poza tym, ma trzydzieści cztery lata. Za młoda dla ciebie.
– Ale mogę se popatrzyć.
– Jakieś wieści z domu?
Pete wydawał się zaskoczony pytaniem.
– Na przykład?
– Co u mojego brata?
– Nie wiem. Nie widuję go.
– Słyszałeś coś o nim?
– Tylko tyle, że dużo podróżuje. Głównie po Europie.
– Spotyka się z kimś?
– Myślę, że z wieloma osobami. Co to za pytanie?
– Chodzi mi o kobietę. Myślałam, że do tej pory już się ustatkuje.
Pete zmarszczył brwi.
– O to chciałaś mnie zapytać?
– Chyba nie. Po prostu chciałam wiedzieć, czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć. Może zarobił coś na tej posesji, którą mu dałam.
Gówno wiem. Nikt mi się nie zwierza. Ja jestem tylko kurierem.
– Wiem, ale... – W szybie Claudia zobaczyła odbicie wracającej Trudie. Kelnerka niosła tacę z kubkiem kawy i kawałkiem cytrynowego biszkoptu. Zatrzymała się przy ich stoliku i położyła tacę przed Claudią. Podniosła kubek i umieściła go na stole.
– Dziękuję, Trudie – powiedziała Claudia.
– Żaden problem. – Trudie położyła talerz z ciastem obok kawy. – Frank mówi, że ciasto cytrynowe mamy dziś na wyprzedaży – dodała.
Na wieść o tym, że placek może być za darmo, Pete nagle się nim zainteresował.
– Mogę też dostać kawałek? – zapytał.
– Przykro mi, to ostatni – odpowiedziała Trudie. – Jeszcze dziesięć minut i byśmy go wyrzucili. Powinien być okej, ale gdyby był zbyt gumiasty, można zwrócić.
Claudia uśmiechnęła się.
– Na pewno będzie w porządku, dziękuję.
Trudie podniosła kilka serwetek z tacy i położyła na stole. Claudia zauważyła na tacy małą białą kopertę, wcześniej ukrytą pod serwetkami. Niebieskim tuszem zapisano na niej dwa słowa. Słowa, które zwróciły jej uwagę.
Siostra Claudia
– To do mnie? – zapytała, wskazując.
Trudie wydawała się równie zaskoczona obecnością koperty jak Claudia. Podniosła ją i całe wieki czytała dwa zapisane na niej słowa.
– W sumie to pani nazwisko – odezwała się wreszcie. – Ale nie wiem, skąd się wzięła.
Oddała kopertę Claudii. Pete spojrzał na nią z ciekawością.
– Co to jest? – zapytał.
– Koperta – odpowiedziała Claudia. – A co myślałeś? Że łyżeczka?
Trudie zabrała tacę i odwróciła się, by wrócić za ladę. Pete wyciągnął rękę i złapał ją za ramię, zatrzymując w pół kroku.
– Od kogo? – zapytał.
Trudie wyrwała się z jego uścisku, dając do zrozumienia, że nie lubiła być dotykana przez klientów.
– Wiem tyle samo co ty – odpowiedziała defensywnie. – Ktoś musiał ją podrzucić, kiedy nie patrzyłam. Zapytam Franka, może to od niego.
Wróciła za ladę, a Pete przez kilka sekund podziwiał jej tyłek. Claudia odchrząknęła, odwracając jego uwagę.
– To dziwne, nie sądzisz? – zapytała.
– Może tajemniczy wielbicie? – zasugerował.
– Trzeba się przekonać.
Claudia rozerwała kopertę. W środku znajdowała się biała kartka złożona na pół. Wyjęła ją i rozłożyła drżącymi palcami. Na papierze ktoś napisał następującą wiadomość:
Jeden z klientów knajpy zamierza cię zabić.
Zgadnij kto.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden