The Plot to Kill the Pope - Trzydzieści cztery


Prawie stupięćdziesięciogramowy cheeseburger z McDowella był wspaniałym lekarstwem na kaca. Elvis przepił go dużą dietetyczną colą i pojechał z powrotem pod motel, zamierzając tam zjeść frytki, które dostał z burgerem. I może przepić to wszystko kolejną butelką Srającej Małpy.
Zaparkował w tym samym miejscu, co wcześniej. Auto Jacka Munsona stało przed apartamentem 17, ale na miejscu przeznaczonym dla apartamentu 18 pojawił się biały van. Wyglądało na to, że nic się nie działo, więc Elvis zamknął oczy i zaczął żuć frytki. Był tak głodny, że mógłby jeść we śnie. Frytki były tłuste i trochę przesmażone, tak jak lubił.
Jego senny posiłek został przerwany przez dźwięk otwieranych drzwiczek samochodu. Otworzył oczy i zobaczył brzydką kobietę w czerwonym swetrze, która otworzyła podwójne drzwi na tyle vana. Drzwi do apartamentu 17 również stały otworem. Wielkolud podobny do Frankensteina wyszedł z budynku, niosąc na ramieniu młodą kobietę. Elvis przyjrzał się bliżej, nie wyglądając, jakby przyglądał się bliżej; to było możliwe tylko dlatego, że miał na nosie ciemne okulary. Frankenstein nie niósł Jasmine. Przez umysł Elvisa przemknęła myśl, że przez cały ten czas obserwował niewłaściwy lokal. To by było żenujące.
Frankenstein rzucił młodą kobietę na tył vana i wszedł za nią. Druga kobieta, ta podobna do młodego Jona Voigta, zamknęła drzwiczki i poszła zająć miejsce pasażera.
Wtedy z apartamentu 17 wyszedł kolejny mężczyzna. Z przepaską na lewym oku. Był po czterdziestce i wyglądał jak połączenie Charltona Hestona i pirata. Wskoczył na miejsce kierowcy vana. Elvis musiał podjąć decyzję. Podejść i uprzejmie zapytać, kim, do kurwy, byli? Czy dokończyć frytki? Trudny wybór.
Ostatecznie nie zrobił ani jednego ani drugiego, bo w kieszeni zawibrował mu telefon. Dzwonił Rex. Elvis przełknął frytki, które akurat miał w ustach, i odebrał.
– Heja, chłopie, co tam?
– Cały ranek mam spieprzony! – jęknął Rex.
– Co się stało? Wydajesz się wkurzony.
– Znalazłem dziewczynę Czerwonego Czuba.
– Super.
– Wcale nie. Jakiś pierdolony Frankenstein dopadł ją pierwszy. Strzeliłem do chuja sześć razy i kulki się od niego odbiły.
– Co?
– No, potem przylazł Czerwony Czub i zaczęliśmy obydwaj naparzać tego Frankensteina, ale nic z tego. Pozwoliłem Czubowi i jego lasce uciec, potem Frankenstein się odpieprzył, a mi został po tym pierdolony ból głowy. Nie wiem, co o tym myśleć,
Elvis słuchał opowieści i obserwował białego vana wycofującego z miejsca parkingowego, gotującego się do opuszczenia motelu.
– Frankenstein, mówisz? – powiedział, przerywając Rexowi, który wciąż ględził, narzekał na policyjną blokadę na wszystkich drogach czy coś.
– No, Frankenstein. Gość wyglądał zupełnie jak on.
– A dziewczyna? Jak wyglądała?
– A co cię to?
– Wydaje mi się, że właśnie widziałem, jak Frankenstein wrzucił jakąś laskę na tył białego vana.
– Co?
– Typ z bolcami w szyi właśnie wyszedł z apartamentu Jacka Munsona. Był z lesbą i piratem.
– A Czerwony Irokez? Miał czerwoną kurtkę. Jest tam?
Elvis czuł nawracającego kaca. Ta rozmowa była zagmatwana, zwłaszcza że jednocześnie obserwował białego vana wyjeżdżającego z parkingu.
– Wszyscy są w białym vanie – powiedział. – Mam z nimi pogadać?
– NIE! – wrzasnął Rex. – Nie rób tego, cokolwiek chcesz robić!
– Czemu nie?
– Nie słuchałeś, jak mówiłem, że strzeliłem do tego pieprzonego Frankensteina sześć razy?
– Niespecjalnie. Słuchaj, wyjeżdżają z dziewczyną na pace vana. Co mam zrobić?
– Śledź ich. Ale nie zbliżaj się za bardzo. Zadzwoń, kiedy dowiesz się, dokąd jadą.
Elvis sprawdził swoje odbicie w lusterku wstecznym i przypomniał sobie, że wygląda jak gówno. Włosy miał zmierzwione. I co gorsza, frytki mu stygły.
– A Jack i Jasmine? – zapytał. – Nie powinienem sprawdzić, co u nich? No wiesz, cała ta gromadka wyszła z ich apartamentu.
– Pieprzyć ich – powiedział Rex. – Jedź za vanem. Pojadę do motelu i sprawdzę, co z Jackiem i Jasmine. Będę za pięć minut.
– Okej.
Elvis rozłączył się i włożył telefon z powrotem do kieszeni. Biały van dojechał do wyjazdu i czekał na okazję, by włączyć się do ruchu. Elvis wyjął garść frytek z torebki leżącej na fotelu pasażera, ale ponieważ nie spuszczał wzroku z vana, niechcący strącił je na podłogę.
– Kurwa!
Pochylił się i podniósł paczkę z frytkami. Połowa zawartości wypadła i leżała na podłodze, najpewniej pokryta włosami i starym piwem. Położył torebkę z powrotem na fotelu pasażera i ponownie zerknął w lusterko wsteczne. Biały van zniknął.
– Kurwa!
Do diabła z tym, stwierdził. Teraz powinien sprawdzić, co z Jackiem i Jasmine, może udałoby mu się skorzystać z ich łazienki, żeby poprawić fryzurę i użyć jakiegoś płynu do ust. Wysiadł z samochodu. Nie miał pojęcia, co mogło go czekać w apartamencie 17, nie wiedział nawet, jak usprawiedliwić swoją wizytę, ale hej, nie miał czasu na myślenie nad żadną z tych kwestii.
Poruszał rękami i czyją, żeby rozluźnić mięśnie, i ruszył przez parking z pewnością siebie człowieka, który nie miał żadnego planu i miał to w dupie. Dotarł do drzwi i uniósł pięść, by zapukać. Jego kłykcie były dosłownie dwa centymetry od drzwi, gdy ze środka usłyszał krzyk. Stanęły mu wszystkie włosy na ciele. To był krzyk Jasmine.
To wspaniała cecha u Elvisa. Kiedy słyszy damę w opałach, nie waha się i nie zastanawia, co robić. Po prostu działa.
Cofnął się o krok i uderzył w drzwi prawym barkiem. Przez lata wyrwał z zawiasów niejedne drzwi. Byle jakie motelowe drzwi nie miały szans w starciu z Królem. Zamek pękł i drzwi stanęły otworem. Impet wrzucił Elvisa do pokoju. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, był trup na sofie stojącej pod ścianą. To był Jack Munson. Cóż, to prawdopodobnie był on. Ciężko mieć pewność, gdyż – ku zniesmaczeniu i przerażeniu Elvisa – trup nie miał twarzy. Tam, gdzie powinna się znajdować, była tylko czaszka pokryta kawałkami krwawej tkanki.
Elvis odwrócił wzrok. Większość ludzi zwymiotowałaby na widok trupa bez twarzy. Kurwa, Elvis rzygał od mniej ohydnych rzeczy, ale żaden trup, nieważne jak bardzo okaleczony, nie mógł powstrzymać go przed udzieleniem pomocy Jasmine – kobiecie, którą szczerze polubił, kiedy wpuścił ją do kokpitu podczas lotu z Rumunii. Kac sprzed kilku chwil wyparował, Elvis nagle wrócił do siebie.
Ponownie usłyszał krzyk Jasmine. Dobiegał z sypialni. Rzucił się na drzwi do sypialni i otworzył je. Wewnątrz zobaczył coś, co zagotowało w nim krew. Jasmine leżała twarzą do dołu na podwójnym łożu stojącym pośrodku pomieszczenia. Krępy facet z ciemnymi włosami siedział na niej okrakiem, wpychając jej głowę w poduszkę. Wolną ręką rozpinał pasek, szykując się do popełnienia gwałtu. Nagłe wtargnięcie Elvisa go zaskoczyło. Ale Elvis też był zbity z tropu, choć z innego powodu. Facet na łóżku, brutalny gwałciciel atakujący Jasmine, miał maskę z twarzy Jacka Munsona. Była przymocowana za pomocą gumek recepturek. Elvis zatrzymał się w pół kroku, przetwarzając ten odrażający widok i próbując cokolwiek zrozumieć.
Ten drugi zareagował szybko. Puścił Jasmine i wyjął zakrwawiony nóż z pochwy na prawym udzie. Był to kurewsko duży nóż. Odsunął się od Jasmine i uklęknął na łóżku. Rzucił się na Elvisa z nożem, próbując zmusić go do cofnięcia się. Elvis zrobił krok w tył, oszołomiony ohydnym widokiem. Facet w masce Munsona stoczył się z łóżka i wylądował na stopach z nożem gotowym do ataku.
Elvis zepchnął przerażającą scenę na dno umysłu i uniósł pięści, gotów do walki.
– Kim, kurwa, jesteś? – warknął.
– A co cię to? – odpowiedziała twarz za maską Jacka Munsona.
– Nic, ale chcę wiedzieć, czyją dupę skopię.
Facet pchnął nożem ku Elvisowi, testując go.
– Mozart – powiedział. – Może o mnie słyszałeś, mam niezłą reputację.
– Już niedługo.
Mozart zaatakował, mierząc nożem w gardło Elvisa. Ten (mimo spożytego alkoholu i śmieciowego jedzenia) bez wysiłku się uchylił. Nóż minął jego twarz, a on w ramach kontrataku złapał nadgarstek Mozarta, uniemożliwiając mu ponowne machnięcie nożem. Dołożył do tego silny zamach prawą nogą, która uderzyła prosto w lewe kolano Mozarta. Rozległ się obrzydliwy chrzęst, gdy kolano pękło. Noga poddała się, facet zatoczył się i trafił prosto na kolejnego kopniaka, który trafił do w twarz. Trzy zęby Mozarta wypadły mu z ust, a wraz z nimi obłok krwi, który trafił na bok łóżka.
Teraz rozbrojenie Mozarta było bułką z masłem. Elvis uwolnił go od noża i wbił stopę w jego klatkę piersiową. Pochylił się, zerwał gumki otaczające głowę Mozarta i zerwał ludzką masę. Rzucił ją na podłogę i skrzywił się, widząc krew, która pozostała mu na palcach. Mozart był u jego stóp, jęcząc z bólu. Elvis zbliżył się i wycelował ostrzem noża w jego oko.
– Nie zabijaj go! – krzyknęła Jasmine z łóżka. Podniosła się i teraz siedziała skulona przy zagłówku.
– Czemu nie? – zapytał Elvis, nie spuszczając wzroku z przeciwnika.
– Jego kumple zabrali Baby. On wie, gdzie ona jest! Może nas do niej zabrać.
Elvis odsunął nóż od oka Mozarta, ale zwiększył nacisk buta na klatkę piersiową, by utrzymać go przy podłodze. Twarz Mozarta była zmasakrowana i pokryta krwią, częściowo jego a częściowo Jack Munsona. Prychnął i splunął krwią na buta Elvisa.
Ten zerknął na Jasmine i zobaczył, w jakim strasznym stanie była. Miała sińce i opuchliznę wokół oczu oraz zakrwawiony nos. Od pasa w górę była naga i jej tors był pokryty krwią. Co więcej, widać było, że płakała, i to dużo. Ponownie popatrzył na Mozarta i zdjął stopę z jego piersi. Elvis chciał go zabić, ale wiedział, że nie mógł, więc zrobił coś innego.
Kilka razy tupnął na twarz Mozarta, aż ten stracił przytomność.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden