The Plot to Kill the Pope - Trzydzieści trzy

Baby krzyknęła.
O mój Boże!
Munson odwrócił się, by zobaczyć, co ją tak poruszyło. Gdy zobaczył, też doznał wstrząsu. Jasmine leżała na podłodze przy kanapie. Połowę twarzy miała posiniaczoną i zakrwawioną, a jej zawsze czyste, ciemne włosy zmatowiały od krwi. Jej krwi. Jej szlafrok leżał na podłodze po drugiej stronie pokoju. Biustonosza nie było widzieć, a czarne majtki były w połowie zsunięte z tyłka. Na plecach miała sińce, a jej pończochy były potargane i zsunięte do kolan.
Baby doskoczyła do niej.
– Jaz! Wszystko okej? – Pochyliła się i odgarnęła włosy w twarzy Jasmine.
Munson na chwilę znieruchomiał na widok swojej pięknej partnerki leżącej na podłodze w tym zakrwawionym chaosie. Torba z chińszczyzną wyślizgnęła się z jego ręki i wylądowała na podłodze. Najpierw chciał dołączyć do Baby i pomóc Jasmine, ale wtedy dały o sobie znać lata treningu. Co jeśli osoba, która to zrobiła, nadal znajdowała się w apartamencie? Jego wzrok spoczął na drzwiach do sypialni. W jego umyśle kłębiły się różne myśli, a najbardziej niepokojącą była ta, iż nie miał przy sobie pistoletu; zostawił go na szafce nocnej w sypialni.
Zrobił jeden niepewny krok ku drzwiom do sypialni. I tylko tak daleko zaszedł. Drzwi sypialni otworzyły się i wypadł zza nich mężczyzna z bronią. Munson natychmiast go rozpoznał. Mozart, człowiek o wielu twarzach.
Mozart uśmiechnął się do niego i podniósł pistolet. Munson wiedział, co się kroiło. Na końcu broni znajdował się tłumik. Usłyszał stłumiony wystrzał, ale nie był w stanie określić, czy rozległ się on przed czy po tym, jak pocisk wbił się w jego kolano. Ból był nieziemski. Zwalił się na podłogę, jakby ktoś rozerwał mu nogi. Uderzył głową w ścianę za sobą i krzyknął z bólu.
– Miło, że się pojawiłeś, Jack – powiedział Mozart.
Podobna do młodego Jona Voighta baba-chłop w czerwonym swetrze wyszła za Mozartem z sypialni. Minęła go i złapała Baby, odciągając ją od Jasmine. Podetknęła Baby pod nos chusteczkę. Ta musiała być nasączona mocnym środkiem nasennym, bo Baby niemal natychmiast straciła przytomność. Nogi się pod nią ugięły i wylądowała w ramionach kobiety.
– Dobra robota, Denise – powiedział Mozart. – Zadzwoń do szefa i powiedz mu, że mamy córkę Pincenta.
Denise wyjęła komórkę z kieszeni i odsunęła się, żeby zadzwonić do Solomona Bennetta.
Mozart ponownie skupił się na Munsonie.
– Więc, Jack, to miło z twojej strony, że się pojawiłeś, i jeszcze milej, że przywiozłeś ze sobą dziewczynkę Devona.
Munson obiema złapał się za roztrzaskane kolano i próbował zatrzymać upływ krwi. W jego dżinsach była dziura, której nie powinno tam być, i lała się z niej krew. Swego czasu był w bolesnych tarapatach, ale postrzał w rzepkę zapewniał mu, jak na razie, największe męczarnie.
– Czego chcesz? – zapytał, krzywiąc się z bólu.
Następnym, co usłyszał, nie był głos Mozarta, ale Jasmine. Wciąż żyła, mimo że leżała na podłodze kilka kroków od niego i wyglądała na martwą.
– Jack, tak mi przykro – wybełkotała. Brzmiała, jakby była pijana. A dokładniej, jakby za mocno oberwała.
Spojrzał jej w oczy. Wyglądała na tak wymęczoną, że na chwilę zapomniał o bólu swojej własnej rany. Mimo zakrwawionej i posiniaczonej twarzy, Jasmine wciąż była najpiękniejszą kobietą, jaką widział. Jej cierpienie bolało go bardziej, niż wszelkie katusze, jakim mógł go poddać Mozart. Dla niej musiał pozostać silny.
– Nie martw się, Jaz – powiedział. – Będzie dobrze.
Mozart pojawił się nad Munsonem. Schował pistolet za pasek z tyłu spodni.
– Popatrz na siebie, Jack – powiedział z pełną nienawiści miną. – Myślisz, że jesteś sprytny, co? Myślisz, że skoro masz prawo po swojej stronie, to masz więcej honoru niż reszta, co? Ale kiedy nie chowasz się za prawem, jesteś tak samo zły jak ludzie, których szpiegujesz, o ile nie gorszy.
– O czym ty bredzisz?
Wzrok Munsona zaczynał tracić na ostrości. Tracił dużo krwi i wirowało mu w głowie. Ale musiał zachować przytomność dla Jasmine i Baby.
Jak przez mgłę zobaczył, że Mozart trzymał przed jego twarzą ogromny nóż z zębami.
– O czym bredzę? – zakpił Mozart, powtarzając pytanie Munsona. – O tym, że jesteś dwulicowym hipokrytą.
– Puść dziewczyny, to wszystko ci powiem.
– Nie będziesz mi rozkazywał, Jack. Jasne?
– Dobra, dobra – powiedział Munson. W głowie m wirowało, co utrudniało rozmowę. – Czego chcesz?
Mozart złapał twarz Munsona wolną ręką. Mocno ścisnął jego szczękę i policzki.
– Wiesz, czego chcę? – syknął, zbliżając swoją twarz do Munsona. – Chcę ci zdjąć twarz!

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden