The Plot to Kill the Pope - Czterdzieści jeden

Rex i Elvis byli pod wrażeniem
podziemnej kryjówki Joeya. Spędzili dobrych kilka minut, oglądając gadżety, arsenał,
elektronikę i meble. Jasmine natychmiast zainteresowała się łazienką
i, uzyskawszy zgodę Joeya, zniknęła w środku, by wziąć prysznic.
– Musimy załatwić sobie taką miejscówkę
– powiedział Rex, podziwiając ekrany pokazujące okolice posiadłości.
– To najlepsze miejsce,
w jakim mieszkałem – przyznał Joey. – Będę za nim tęsknić.
– Na pewno – odparł Rex ze współczuciem.
– Ale pojutrze, bez względu na to, jak wszystko się skończy, będzie tu masa
glin i FBI.
Elvis podziwiał podwójne łóżko,
które wysunęło się ze ściany po naciśnięciu przycisku. Dzieło sztuki, pomyślał.
Niestety, po chwili przypomniał mu się moment ataku Mozarta na Jasmine
w pokoju motelowym. Zastanowił się, jak bardzo nią to wstrząsnęło. Po
odgłosach dobiegających z łazienki wnioskował, że radziła sobie nieźle.
Wciąż słyszał, jak śpiewała Deck the
Halls głosem Królika Bugsa, przekrzykując szum wody lecącej z prysznica.
Rex minął Elvisa i podszedł do
windy. Nacisnął przycisk na ścianie obok niej. Drzwi rozsunęły się, a on wszedł
do środka i się rozejrzał.
– Spieprzyli ci windę – krzyknął.
– Co zrobili? – odkrzyknął Joey.
– Spieprzyli ci windę.
– Mówiłeś. Ale co konkretnie
zrobili?
Rex wyszedł z windy.
– Powyrywali przewody i zniszczyli
liny. Nigdzie tym nie pojedziemy.
Elvis na chwilę przestał podziwiać
łóżko i podszedł do Joeya, by zobaczyć, co oglądał na monitorze.
– Co robisz? – zapytał.
– Patrzę na listę jutrzejszych
gości.
– Masz dostęp do listy gości?
– Devon dał mi login i hasło,
które dają mi dostęp do wszystkiego, do czego ma dostęp pani Landingham.
Joey przeglądał skany dowodów osobistych
osób znajdujących się na liście gości Bożonarodzeniowego Cudu. Elvis zauważył,
że było wśród nich kilka paskudnych twarzy.
– To papież? – zapytał, wskazując
jedno ze zdjęć na ekranie.
– Tak.
– Podoba mi się jego czapka.
Joey zignorował go i dalej
przeglądał obrazki. Dołączył do nich Rex i zajrzał Joeyowi ponad
ramieniem.
– Czego konkretnie szukasz? –
zapytał.
– Winda jest spieprzona, więc szukam
czterech osób, za które możemy się podszyć, żeby jutro wejść głównym wejściem.
– Czterech?
– Tak, Bourbon Kid się wybiera,
prawda?
Rex zaśmiał się i poklepał się
po klatce piersiowej, jakby prawie nabawił się zawału.
– Wiesz co, przez chwilę myślałem,
że chciałeś wciągać w to Jasmine.
Joey pokręcił głową
– Nie, to dla niej zbyt
niebezpieczne, zwłaszcza po tym, co dziś przeszła.
– Racja – powiedział Rex. – Ta
dziewczyna przyciąga kłopoty jak magnes. A co do Bourbon Kida, zapomnij
o nim. Jeśli postanowi się pojawić, nie będzie chciał fałszywego dowodu.
Wejdzie głównym wejściem, jak szef.
– To nawet lepiej – stwierdził
Joey. – Więc wystarczy, że znajdę trzy osoby. Problem w tym, że muszą to
być goście, których nikt inny nie będzie znał, bo inaczej wszystko się wyda.
– Ile to potrwa? – zapytał Elvis.
– Pewnie dłuższą chwilę, więc
czujcie się jak u siebie.
Elvis był już znudzony. Gapienie się
w komputer go nie cieszyło. Wrócił do samochodu po paczkę fajek. Okna
Cadillaca zostawił otwarte, żeby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza,
więc przez otwór po stronie pasażera mógł sięgnąć do schowka. Otworzył go,
a ze środka na fotel wypadło kilka paczek papierosów. Podniósł jedną, w myślach
przeklinając Rexa za poprzestawianie wszystkiego podczas odkładania pistoletu.
Gdy stanął prosto, gotowy do
wyjęcia papierosa z paczki, zorientował się, że Jasmine przestała śpiewać.
Woda wciąż szumiała, ale po raz pierwszy od godzin dziewczyna był cicho. Włożył
fajki pod kurtkę i podszedł do drzwi łazienki. Rex i Joey nie
zwracali na niego uwagi, więc otworzył drzwi i pozwolił sobie wejść do
środka.
Łazienka była zaparowana od
temperatury wody pod prysznicem. Ale Elvis nie przyszedł patrzyć na parę. Nie
chodziło mu nawet o nagie ciało Jasmine. Przyszedł z bardziej szlachetnych
pobudek. Żeby nie pozwolić jej strzelić sobie w głowę z pistoletu,
który zniknął ze schowka.
Ubrania były rozrzucone na
podłodze. Elvis poszedł ich śladem, poczynając od skórzanej kurtki, którą dał
jej wcześniej, poprzez stanik, lśniące mikroszorty, stringi, kończąc na masce,
którą zasłaniała sińce wokół oczu. Maska leżała u jej stóp, a sama Jasmine
siedziała na dnie brodzika, pozwalając gorącej wodzie ściekać w dół jej nagiego
ciała.
Jej dłonie obejmowały rękojeść
lśniącego Gold Desert Eagle, a jego lufa znajdowała się w jej ustach.
Kciuk jej prawej ręki spoczywał na spuście. Gdyby lekko nacisnęła, na zawsze
zniszczyłaby swoją piękną buzię.
– Będzie mi cię brakować, jeśli
pociągniesz za spust – powiedział Elvis.
Zaskoczona Jasmine podniosła wzrok.
Nie zauważyła, jak wchodził. Mimo cieknącej po niej wody, widział, że płakała.
I drżała, chociaż woda była gorąca. Powoli podszedł i kucnął obok
niej. Położył dłoń na jej głowie i odgarnął jej włosy z twarzy, ostrożnie
zakładając kilka pasm za ucho.
– Powiedzieć ci coś? – zapytał
cicho.
Glowa Jasmine poruszyła się
w górę i dół, co można było uznać za przytaknięcie, dziewczyna
powiedziała też coś niezrozumiałego. Elvis uznał to za zgodę.
– Jesteś najzabawniejszą osobą,
jaką poznałem w tym tygodniu – wyszeptał jej do ucha.
Załkała i zakasłała, uderzając
zębami o lufę pistoletu. Poluzowała uścisk wokół rękojeści i Elvisowi
wydało się, że przez chwilę widział iskierkę rozbawienia w jej oczach.
Wyciągnął ręce i delikatnie wyplątał pistolet spomiędzy jej palców, po
czym wysunął broń z jej ust.
Opuściła głowę, ukryła ją pomiędzy
kolanami i łkała. Elvis wsunął pistolet za pasek spodni i potarł jej
ramiona oraz plecy.
– Wiem, że miałaś ciężki dzień –
powiedział. – Ale masz tu przyjaciół.
– Słyszałam, co o mnie
mówiliście.
Elvis wspomniał krzyki Rexa
o tym, że Jasmine przyciąga kłopoty jak magnes i nie będzie brać
udziału w jutrzejszej misji.
– Nie przejmuj się Rexem –
powiedział, nadal masując jej plecy. – On cię jeszcze nie ogarnia, to wszystko.
Widzi tylko to, co na wierzchu. Ja widzę więcej. Jesteś równie bystra co seksowna.
Podniosła ręce i dotknęła
opuchlizny wokół oczu.
– W tej chwili nie czuję się seksowna.
Elvis uśmiechnął się pokrzepiająco.
– Gdybyś nie była sexy, to co
cholerę bym się tu zakradał i podglądał cię pod prysznicem?
Sukces! Jasmine się uśmiechnęła.
Miała naprawdę piękny uśmiech. Elvis zauważył go już wcześniej, ale teraz
naprawdę rozjaśnił jej twarz.
– Zakradłeś się tu, żeby mnie
podglądać? – zapytała, udając zaskoczenie.
– Tak. Co innego bym tu robił?
Uśmiech na jej twarzy poszerzył się
lekko. Wyciągnęła rękę i pacnęła w wystylizowane włosy.
– Lepiej podaj mi ręcznik, żebym
mogła się zakryć.
Elvis wstał i wziął niebieski
ręcznik z pobliskiego wieszaka. Jasmine wstała i pozwoliła mu owinąć się
materiałem, jednocześnie dając mu pełen podgląd na jej nagie ciało. Nie
wiedział, czy było to zamierzone. Może była to swego rodzaju nagroda za to, że
przyszedł w tym momencie. Tak czy inaczej, z sińcami
i opuchlizną na twarzy czy bez nich, była niesamowicie słodka.
– Nie powiesz o tym reszcie,
prawda – powiedziała, ocierając łzy z policzków.
– Nie ma o czym opowiadać.
Ponownie się uśmiechnęła. Wracały
jej naturalne ciepło i blask.
– Nie zamierzałam naciskać spustu –
powiedziała.
– Wiem. Wzięłaś pistolet, żeby
poćwiczyć robienie loda, prawda?
– Skąd wiedziałeś?
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Nie musieli mówić nic więcej. Pomiędzy nimi powstała więź przyjaźni, której nic
nie mogło zniszczyć. Elvis nie zamierzał wspominać, że pistolet i tak był
nienaładowany. Ona też nie planowała powiedzieć, że o tym wiedziała, bo
zanim ją znalazł, dwukrotnie nacisnęła spust.
Elvis wyszedł z łazienki
i cicho zamknął za sobą drzwi. Wyjął papierosa i podpalił
zapalniczką, po czym dołączył do siedzących przy biurku Rexa i Joeya.
– Ty cwaniaku – powiedział Rex,
nawet na niego nie patrząc, wciąż wpatrując się w skany dokumentów na
ekranie.
– O co ci chodzi? – odparł
Elvis, wydmuchując dym.
– Dziś rano, na jej oczach,
zamordowali jej faceta, a ty już się do niej przystawiasz pod prysznicem.
Nisko się stoczyłeś.
– Musiałem się odlać. Nic nie
widziałem.
Rex z dezaprobatą pokręcił
głową.
– Tak, jasne – powiedział.
– Powinniśmy ją ze sobą wziąć jutro
– powiedział Elvis. – Z kobietą będziemy wyglądać mniej podejrzanie.
– Nic z tego – Rex ściszył głos.
– Nie powinna się mieszać. Tamci się nie patyczkują. Mają karabiny. To nie jest
odpowiednie miejsce dla kobiety.
Jasmine wyszła z łazienki.
Miała na sobie tylko niebieski ręcznik, który dał jej Elvis, a on nie
zakrywał wiele.
– Ja was słyszę, wiesz o tym!
– syknęła do Rexa. – Ci ludzie są odpowiedzialni na to, co stało się Jackowi,
i porwali Baby. Więc idę z wami, czy ci się to podoba, czy nie. Gdzie
wy, tam i ja.
Rex uniósł ręce uspokajająco.
– Słuchaj, złotko, ja tylko się
o ciebie troszczę. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i nie chcemy, żeby stała
ci się krzywda. Przetrwanie dnia jutrzejszego nie będzie proste.
– Umiem się ruszać – odpowiedziała.
– Jestem dziwką przez większość życia. W tym biznesie nie da się przeżyć,
jeśli nie ma się kilku asów w rękawie.
– Umiesz się ruszać? – powtórzył
kpiąco Rex. – Jak? Znasz kung fu?
– Chcesz się przekonać? – zapytała
Jasmine.
– Ja chcę – powiedział Elvis. Pochylił się i szepnął do Joeya. –
Pięć dolców, że kopnie go w jaja.
– Wchodzę.
Jasmine podeszła do Rexa i stanęła
naprzeciw niego z rękami na biodrach.
– Gotowy? – zapytała zaczepnie.
– Dawaj – odpowiedział Rex
znudzonym tonem.
Jasmine rozchyliła ręcznik,
pokazując mu swoje nagie ciało. Rex szerzej otworzył oczy i głośno
przełknął ślinę. Twarz mu poczerwieniała i nie wiedział, gdzie patrzyć.
– Co sądzisz o moich
tatuażach? – odważnie zapytała Jasmine.
Rzecz w tym, że Jasmine nie
miała tatuaży. Rex był zaskoczony i niepewny, na co patrzyć. Jasmine wystarczyła
ta chwila zdumienia. Mocno zamachnęła się prawą nogą i wymierzyła
w jego krocze. Trafiła prosto w jądra z siłą, która pewnie posłałaby
piłkę na drugi koniec boiska.
Rex złapał się za krocze
i padł na kolana, jęcząc z bólu. Jasmine ponownie owinęła się
ręcznikiem, gwałtownie kończąc przedstawienie. Rex uderzył głową w podłogę
i wyglądał, jakby miał zwymiotować.
Elvis upuścił papierosa
i zaczął klaskać.
– Zajebiste show!
– Widzisz – powiedziała Jasmine. –
Umiem się ruszać, prawda? – Spojrzała na Elvisa i Joeya z szerokim
uśmiechem.
Elvis kontynuował owacje.
– Ruszasz się, kurwa, najlepiej na
świecie, Jaz.
– Zgadzam się – poparł Joey, dając
Elvisowi banknot pięciodolarowy.
– To idę z wami? – zapytała Jasmine.
– Mogę być Łowcą Trupów?
Rex podniósł się do klęku, masując
krocze i próbując wyciągnąć jądra z podbrzusza.
– Możesz z nami iść – wychrypiał. –
Ale nie możesz zostać Łowcą.
– Czemu nie?
– Żeby być jednym z nas, musisz
kogoś zabić. Ja, Elvis i Bourbon Kid, my wszyscy jesteśmy ścigani za
morderstwo.
Joey przysunął swoje krzesło do
biurka i wrócił do pracy, sprawdzając zdjęcia w komputerze. Patrzyły
na niego cztery twarze. Cztery skany dokumentów należących do trzech mężczyzn
i kobiety.
– Chyba znalazłem to, czego szukaliśmy
– powiedział.
– Co masz? – zapytał Elvis,
podchodząc bliżej.
Joey rozejrzał się po pozostałych.
– Potrzebne mi wasze zdjęcia.
Twarz Jasmine się rozpromieniła.
– Mam kilka świetnych fotek
w telefonie
– Potrzebna mi tylko twarz.
– Dobrze, bo tylko tyle dostaniesz.
Rex wstał i ostrożnie podszedł
do Joeya.
– Co znalazłeś?
Joey wskazał cztery fotografie
wyświetlane na ekranie.
– Podmienię tu zdjęcia
i zrobię nowe karty. Podmienimy jutro tę czwórkę.
– Kim oni są? – zapytał Rex,
z bliska przyglądając się monitorowi.
Elvis również się nachylił
i natychmiast zrozumiał, czemu Joey wybrał akurat tę czwórkę.
– Podoba mi się – powiedział. – To
zajebisty plan.
< poprzedni
Komentarze
Prześlij komentarz