Entangled - Dzień 3


Poznałam Ethana w nocy, kiedy chciałam się zabić. Trochę niewygodnie, tak myślę.
W głowie kłębią się te same pytania:
Czego ode mnie chce?
Jak mogłam do tego dopuścić?
CZY JA UMRĘ? (Moje ulubione.)
Nie tak planowałam. A ja lubię, gdy wszystko idzie zgodnie z planem.
Ale od początku: zacznę pisać i zobaczę, jak to się skończy. W końcu po to dostałam ten papier. I długopisy.
Dość, by wystarczyło na długo. Bardzo, bardzo źle. Może na chwilę się położę.
Nie wiem, Od kiedy mnie nie ma. Nie mam zegarka. Ani ubrań. Myśl, że rozebrał mnie, gdy byłam nieprzytomna, jest bardziej niż żenująca. A ta koszula nocna już dawno wyszła z mody. Wydaje mi się, jakbym czekała na operację. Boże, mam nadzieję, że nie o to chodzi. Jestem mocno przywiązana do swoich wnętrzności. Zaczynam bzikować – żartować w takiej chwili. Ale czarny humor od zawsze był moją specjalnością.
Muszę znaleźć sposób, żeby się wydostać. Może uda mi się coś wynegocjować. Muszę dowiem się, czego chce. Ale część mnie nie chce znać odpowiedzi.
Kurde… Chyba idzie.
Było krótko i słodko. Wszedł z jedzeniem na tacy, zobaczył, że siedzę przy stole z długopisem w ręce i skinął głową. Wyglądał na zadowolonego. Siedziałam jak idiotka i gapiłam się na niego. Nie próbował czytać, co napisałam – tylko popatrzył na mnie tak, jakby dokładnie wiedział, o czym myślę. A potem zniknął. Drzwi, oczywiście, cicho za nim stuknęły.
Jedzenie było pyszne. To tylko jedna z wielu, wielu dziwnych rzeczy. Cudowne jedzenie. Jak często słyszy się o zakładnikach, którzy mają własną łazienkę? I najwygodniejsze łóżko na świecie. Gdyby tylko wszystko nie było tak białe. To przyprawia mnie o ból głowy. Czasami muszę zamknąć oczy, żeby przypomnieć sobie, że inne kolory istnieją we wszechświecie. Dobrze, że długopisy nie są białe. To byłoby, delikatnie mówiąc, denerwujące. Pisanie pomaga. Sam mechanizm: formowanie liter tworzących słowa, które magicznie łączą się w zdania. To trochę uspokaja. Ale co chce, żebym napisała? I dlaczego chce, żebym pisała? Dziwne, dziwne, dziwne. Choć może to szansa, by zostać pisarką, którą zawsze chciałam byd. Prawdopodobnie ostatnia szansa.
Powinno pisać się o tym, co się wie, prawda? Zacznę od Ethana. Może ktoś kiedyś (pewnie wiele lat po odnalezieniu mojego szkieletu w tym pokoju z pisakiem zaciśniętym w kościstych palcach) go znajdzie. Szacuję, że ma około sześciu stóp wzrostu. Opieram się tu na Nacie, który utrzymuje, że ma sześć stóp wzrostu, ale w rzeczywistości nie sięga pięciu stóp dziesięciu cali. Kłamca, kłamca. Wstrętny kłamca.
Wracając do Ethana. Jest piękny. Grzecznie piękny. Ma czarne włosy. Ani długie ani krótkie, na oczy zawsze opada mu kilka kosmyków. Oczy… cóż, są szare. Stalowo szare? Fioletowo-szare? Szare jak niebo przed potężną letnią burzą? Może po prostu szaro-szare. Jego twarz jest idealna. Jakby wyskoczył z obrazu czy coś. Kości policzkowe, brwi, nos, szczęka. Zdecydowanie perfekcyjne. A te usta… najbardziej kuszące, jakie kiedykolwiek widziałam. Będzie mi ich brakowało.
Co jeszcze, co jeszcze? Jest blady, bardzo blady. Jak ktoś-kto-nigdy-nie-widział-słooca-bo-jest-wampirem. Wczoraj, w chwili kompletnego szaleństwa (po bezsennej nocy), przyszła mi do głowy myśl, że jest wampirem. Wtedy przypomniałam sobie, że moje życie to nie Zmierzch. Skóra Ethana jest cudowna. Zabiłabym, żeby mieć tak czystą cerę. Nie mam pojęcia, ile ma lat. Początkowo myślałam, że około dwudziestu, ale naprawdę ciężko ocenić. Czasem wygląda starzej, a czasami jak zagubiony mały chłopiec.
Ma bliznę, od końca nosa po górną wargę. Pamiętam, jak wodziłam po niej palcem. Niektóre blizny są dobre. Nic dziwnego, że jego ciało również jest piękne. Smukłe, ale silne. Gładkie. I odziewa je w ładne, gustowne ubrania. Tej nocy miał białą kamizelkę, przetarte stare dżinsy i modne trampki. Fakt, nie należy do „kolorowych” ludzi – widziałam go tylko w szarościach, bielach i czerniach. Tyle wystarczy, ale ja kocham, kocham, kocham kolory. Fiolet… i zieleń. Jasną zieleń, taką jaskrawą. Brak mi zieleni.
Pewnie myślisz, że Ethan to ciacho. I że mam na niego chrapkę. Miałam, ale moje próby uwodzenia go negatywnie wpłynęły na nasze relacje. Wydaje mi się, że za wcześnie, bym podłapała syndrom… jak on się nazywa? Kiedy ofiara zaczyna utożsamiać się z porywaczem, zakochuje się w nim, po czym dołącza do jego niecnych czynów/porwań/zabójstw. Chodzi mi o to, że poboczny obserwator mógłby wziąć go za ideał – a ja musiałabym się zgodzić.
Nie wiem, skąd pochodzi. Nie sądzę, żeby był stąd – nie wygląda jak jakikolwiek chłopak z mojej okolicy (tamtej okolicy – z domu… GDZIE JA JESTEM?). W poniedziałek zapytałam go, skąd jest, a on powiedział „z okolicy”, co chyba powinno wzbudzić moje podejrzenia. Wtedy sądziłam, że zgrywa tajemniczego. Głupia byłam.
Wysoki, mroczny i przystojny facet szukający zielonookiej dziewczyny. Zainteresowania: filmy, długie spacery w deszczu, włoskie jedzenie i chęć doznania porwania na własnej skórze.
Wariatki nie muszą składać podań.
Rzeczy, które wiem o Ethanie (oprócz tego, że wygląda jak grecki bóg)
1. Jeździ nowiutkim srebrnym vanem. Facet z vanem = jest bogaty.
2. Nie wygląda na typowego psychopatę z krwawych filmów.
3. Narobił sobie mnóstwo problemów, zapewniając mi tu wszystkie wygody. Łóżko, łazienka, pyszne jedzenie… Wszystko niepokojąco perfekcyjne.
4. Nie wybrał mnie. Ja wybrałam jego. Ja postanowiłam podejść i usiąść obok niego na huśtawce. Może wiedział, co chce zrobić, ale wtedy jeszcze nie wybrał ofiary. Jakby był przynętą – samotny i lśniący jak kwintesencja seksapilu. Okręcił mnie sobie wokół palca.
5. Lubi słuchać. Niekoniecznie mówić.
6. Nie próbował mnie skrzywdzić. Jeszcze.
7. Nie mam co napisać, ale siódemka to moja szczęśliwa liczba. A szczęście NAPRAWDĘ by mi się teraz przydało.
Nocy, nocy. Mocno śpię. Nie pozwól temu dziwnie pociągającemu psychopacie/wampirowi ugryźć mnie.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden