The Plot to Kill the Pope - Dwadzieścia dziewięć

Rodeo Rex miał w życiu do
czynienia z dużymi ludźmi, a Frankenstein był bez wątpienia największym,
jakiego widział w ostatnim czasie. Kiedy zauważył metalowe pręty wystające
z jego szyi, uznał, że Frankenstein był albo aktorem w kostiumie,
albo wariatem z pociągiem do nietypowego piercingu. Tak czy inaczej, był
powodem strzelaniny i ucieczki hordy wrzeszczących ludzi ze Szkoły Aktorskiej.
A przez ramię miał przerzuconą dziewczynę. Dziewczynę, której szukał Rex.
– Kim jesteś? – zapytał Frankenstein.
– Jestem Rodeo Rex. A ty kim, do
diabła, jesteś?
Odpowiedź Frankensteina była, lekko
mówiąc, bezczelna. Wyjął pistolet, wymierzył w serce Rexa i oddał
trzy strzały.
BAM!
BAM!
BAM!
Normalny człowiek padłby trupem.
Ale Rex nie był normalnym człowiekiem. Miał magnetyczną prawą dłoń. Wyciągnął
ją przed siebie i wszystkie trzy naboje zboczyły ze swoich trajektorii,
lądując w jego garści. Rozchylił palce i upuścił pociski na drewnianą
podłogę. Wylądowały z brzękiem i potoczyły się w różnych
kierunkach.
– Nie spodziewałeś się tego,
prawda? – powiedział, wyjmując własną broń z kabury przy biodrze.
Frankenstein opuścił Baby
z ramienia i rzucił ją na podłogę. Wylądowała twarzą do dołu,
uderzając głową w twarde drewno. Reszta jej ciała przekoziołkowała nad
głową i ostatecznie skończyła na plecach, oszołomiona i wpatrzona
w sufit.
Frankenstein wycelował
i ponownie zaczął strzelać w Rexa, aż opróżnił magazynek. Był
debilem, tak głupim, na jakiego wyglądał. Najwyraźniej nie potrafił uczyć się
na własnych błędach.
Rex ponownie wyłapał wszystkie
naboje za pomocą magnetycznej dłoni. Frankenstein jeszcze przez chwilę strzelał
pustką; wyglądał na zdezorientowanego, jakby nie potrafił zrozumieć, jakim
cudem Rex wciąż stał na nogach. Ten wyrzucił ostatnią partię nabojów na podłogę,
jeden po drugim, dla bardziej dramatycznego efektu. Łącznie osiem pocisków
wylądowało na posadzce i gdzieś się potoczyło.
– Dzięki, złamasie – powiedział
Rex. – Teraz moja kolej!
Wycelował swój sześciostrzałowiec
w klatkę piersiową Frankensteina, która stanowiła spory cel. Wystrzelił
trzy razy pod rząd, tak jak Frankenstein, gdy oddawał pierwsze strzały. Każdy
z pocisków trafiał go w środek piersi, ale siła każdego
z uderzeń tylko zmuszała go do stawiania kolejnych kroków w tył. Ani
jeden nie przebił skóry. Bez problemu przechodziły przez szary T-shirt, tworząc
w im niewielkie otwory, więc Rex wiedział, że nie chybił. Ale naboje
odbijały się od celu.
– Co, do cholery? – mruknął pod nosem Rex.
Przez wszystkie lata strzelania do
ludzi, Rex nigdy nie spotkał człowieka, który mógłby pokonać naboje. Poznał
kilku, którzy stali na nogach jeszcze przez chwilę, ale wszyscy byli
podziurawieni, krwawili. Ten nie miał nawet zadrapania. Tak właśnie, co, do cholery.
Frankenstein, podobnie jak Rex, nie
lubił, gdy do niego strzelano. Zignorował atak i stanął pewniej. Rzucił pusty
pistolet na podłogę, wyprostował plecy i ruszył ku Rexowi.
Rex wystrzelił ostatnie trzy
naboje. Pierwsze dwa ponownie uderzyły w klatkę piersiową, a gdy nie
przyniosły efektu, ostatnią wycelował w głowę, licząc na znalezienie słabego
punktu. Odkrył, że takowych nie było. Każdy strzał dawał mu tylko tyle, że napastnik
cofał się o krok.
Rex westchnął i wsunął pistolet
z powrotem do kabury.
– No dobra – powiedział. – To na
pięści.
Rex nie był nowicjuszem
w walce wręcz. Przez wiele lat walczył na gołe pięści, zarabiając tym na
dobre życie w czasach, gdy innej pracy nie było. Jednym z jego
mocnych punktów było rozpracowywanie słabości przeciwnika. Bez problemu wyszukiwał
wady w technice wroga czy jego fizyczne braki.
Frankenstein rzucił się na niego
jak wściekły nosorożec. Rex wiedział, że miał do czynienia z frajerem, bo
Frankenstein był solidny, ciężki i atakował głową naprzód, co było częstym
błędem o dużych gości. Większość przeciwników Rexa na przestrzeni lat nie
zdawała sobie sprawy z tego, iż pomimo sporych gabarytów, Rex był
zwodniczo szybki i zwinny jak baletnica, choć nie spodobałoby mu się
porównanie go do facetów tańczących w rajtuzach.
Rex uniósł pięści i czekał, aż
Frankenstein się zbliży. Gdy znajdowali się tylko metr od siebie, Frankenstein
wyciągnął ręce w kierunku szyi Rexa. Ten cofnął się
i z łatwością przesunął na bok, jakby poruszał się w przyspieszonym
tempie w porównaniu do oponenta. Nim Frankenstein w ogóle zdał sobie sprawę,
że zaciskał palce wokół powietrza, Rex wymierzył mu solidnego haka metalową
ręką.
BRZĘK!
Cios wylądował idealnie na szczęce
Frankensteina. Natychmiast odrzucił głowę giganta do tyłu. Zrobił kilka kroków
w tył, próbując odzyskać równowagę. Ciężar mu w tym nie pomagał.
– Jak ci się podoba, suko? – zakpił
Rex.
Frankenstein otrzepał się jak mokry
pies, po czym rzucił do kolejnego niezdarnego ataku. Podszedł do Rexa
i wymierzył mu prawy sierpowy, który był tylko nieznacznie szybszy od
telegramu z Bieguna Północnego. Rex bez problemu zrobił unik, przybliżył się
i wymierzył kolejnego mocnego haka.
BRZĘK!
Cios był silniejszy niż poprzednio.
Oderwał Frankensteina od podłogi i posłał
w powietrze. Wylądował sześć stóp dalej, na plecach, bardzo blisko Baby,
która zdążyła podnieść się na kolana i teraz przyglądała się walce
z oszołomionym wyrazem twarzy.
– Nie martw się, skarbie –
powiedział Rex. – Zaraz wszystko się skończy.
Rex doskoczył do Frankensteina
i kopniakiem podciął mu rękę, gdy próbował się podnieść. Zaczął krążyć
wokół giganta, kopiąc jego kończyny, ilekroć próbował się na nich podeprzeć, by
wstać.
– Kim, kurwa, jesteś? – zapytał. –
Czego chcesz od dziewczyny?
Powtarzał te pytania w kółko,
a Frankenstein go ignorował, koncentrując się wyłącznie na stanięciu na
nogi.
Frankenstein, mimo siły
i odporności na kule, powoli uczył się na błędach. Nie było opcji, by
odpowiedział Rexowi, leżąc na plecach. A Rex nie zamierzał pozwolić mu wstać,
dopóki się nie wytłumaczy. „Kim on był? I
czego chciał od dziewczyny?”
Wtedy pojawił się czynnik, którego
żaden z nich nie przewidział.
– Joey! – krzyknęła Baby.
Rex przestał krążyć wokół Frankensteina
i spojrzał, do kogo krzyczała Baby. Do auli, przez drzwi pożarowe
w rogu, wszedł mężczyzna.
< poprzedni
Komentarze
Prześlij komentarz