The Plot to Kill the Pope - Trzydzieści


Kiedy Joey dotarł na parking na tyłach Szkoły Aktorskiej, jasnym było, że działo się coś dziwnego. Chmara rozwrzeszczanych aktorów i aktorek wyciekała przez wyjście pożarowe.
Zaparkował motocykl tuż przy drzwiach i ruszył ku uciekającym masom, by dotrzeć do budynku. Przed czym, do diabła, uciekali? Skończyły im się lustra, w której mogliby się wpatrywać? Odgrywali scenę ewakuacji kina z filmu Plazma? A może ktoś kazał przeczytać im wszystkie prace Szekspira? Albo chociaż stronę?
Joey złapał jednego z aktorów, przebranego za lalusia, i pchnął go na ścianę z szafkami, mocno trzymając kołnierz jego skórzanej czarnej kurtki.
– Co się dzieje? – zapytał.
Mężczyzna podjął nieudaną próbę wyrwania się z uścisku Joeya, ale niebawem załapał, że szybciej będzie po prostu odpowiedzieć na pytanie.
– Wariat przebrany za Frankensteina chce nas wystrzelać! – zawył.
– Gdzie?
– W głównej auli. Puszczaj mnie, do cholery!
– Gdzie jest główna aula?
Facet wskazał w dół korytarza.
– Tam! Idziesz w lewo, będzie po prawej.
Joey puścił go i gość, nie tracąc czasu, pomknął do wyjścia z budynku. Bieg do drzwi był teraz łatwiejszy, bo tylko kilka osób do tej pory zostało w środku.
Joey pobiegł korytarzem i, zgodnie ze wskazówkami, skręcił w lewo na jego końcu. Znalazł się w ślepym zaułku. Ślepym, ale nie cichym. Z pomieszczenia przed nim dochodziły hałasy. Ktoś tam walczył, dużo przy tym krzycząc. Joey pobiegł korytarzem, aż dotarł do drzwi po prawej. Ktoś je wyważył, a przez otwór dało się słyszeć męski głos krzyczący „Kim, do cholery, jesteś?”
Joey zerknął do środka. Najpierw zobaczył Baby, był zwrócona tyłem do niego. Dalej, po drugiej stronie sali, dwaj mężczyźni ze sobą walczyli. Jeden z nich leżał na podłodze i był kopany przez drugiego, wielkiego motocyklistę z masą mięśni.
Baby! – Joey szepnął na tyle głośno, by go usłyszała, ale by nie zwracać na siebie uwagi facetów.
Odwróciła się, jej twarz rozjaśniła się, gdy go zobaczyła.
– Joey! – pisnęła.
Wielki motocyklista, który kopał gościa na podłodze, zatrzymał się i spojrzał na Joeya, na jego czerwoną skórzaną kurtkę.
Baby pobiegła do Joeya.
– Musimy uciekać!
– Dlaczego? Co się tu dzieje?
Uczepiła się jego kurtki obiema rękami.
– Ten Frankenstein próbował mnie porwać – powiedziała. – A potem ten Rodeo Rex się pojawił i zaczęli do siebie strzelać.
– Ty jesteś Czerwony Irokez? – krzyknął do nich Rodeo Rex.
Joey nie miał ochoty wyjawiać swojej sekretnej tożsamości obcemu. I wtedy zdał sobie sprawę, że facetem na podłodze, tym, którego kopał Rex, był Frank Grealish.
– Myślę, że Rex jest po naszej stronie – szepnęła Baby.
Rodeo Rex patrzył na Joeya i czekał na odpowiedź. Odwrócił wzrok od Frankensteina a, jak Joey wiedział z lat pracy w Czarnej Fali, Frank Grealish potrafił o siebie zadbać w walce, nawet gdy leżał na deskach. Gigant złapał nogę Rexa powyżej kolana i mocno, szybko pociągnął. Rex stracił równowagę i wylądował na ziemi, uderzając głową w drewniane panele.
Baby szarpnęła Joeya za kurtkę, ciągnąc go na korytarz.
– Musimy się wynosić – powiedziała. – Tamten gość strzelił we Frankensteina dużo razy, ale naboje się od niego odbijają!
Joey zignorował ją i krzyknął do Franka Grealisha, który podniósł się do siadu i był zwrócony do nich plecami:
– Frank! Co ty tu robisz?
Frankenstein rozejrzał się. Przez chwilę patrzył na Joeya przez czarne gogle, po czym wyciągnął rękę, złapał Rodeo Rexa za włosy i jeszcze raz uderzył jego głową o podłogę. Rex odtoczył się, wyglądał na oszołomionego i trochę wkurzonego.
Frankenstein wstał na nogi i spojrzał na Joeya. Niczego nie powiedział, więc Joey ponownie się do niego odezwał:
– Frank, to ja, Joey, pamiętasz?
Rodeo Rex podniósł się na kolana. Nadal wydawał się otumaniony i zagubiony, ale miał tyle jasności umysłu, żeby krzykiem ostrzec Joeya:
– On chce dziewczyny!
Baby szarpnęła Joeya za rękę, próbując odciągnąć go z dala od Frankensteina, na korytarz.
– Naprawdę, musimy iść. On jest niepokonany!
– Nie może być – powiedział Joey. – Zostań tutaj! – Strącił ręce Baby i ruszył w kierunku idącego ku niemu Frankensteina. Ciało Frankensteina mówiło, że ten tylko szukał okazji do walki. – Frank, pamiętasz mnie? Z Operacji Czarna Fala? – zapytał Joey, podnosząc ręce i próbując uspokoić byłego towarzysza.
Gdy tylko byli dostatecznie blisko, Frankenstein wymierzył sierpowy cios w bok głowy Joeya. Ten z łatwością zrobił unik i przykucnął, gotów do kontrataku. Wyglądało na to, że Frank Grealish nie nauczył się nowych trików od czasów, gdy razem trenowali. Joey wyprowadził silny i szybki cios w krocze Frankensteina. Stary „cios w jaja” był pewniakiem, gdy chciało się znokautować faceta. Ale tym razem Joey wyszedł na tym triku gorzej. Miał wrażenie, że uderzył w dwutonowy żelazny dzwon zamiast w miękki cel, w który mierzył. Jego pięść zabolała dużo bardziej, niż powinna. Zatoczył się w bok, by uniknąć drugiego ciosu Frankensteina, ponownie wymierzonego w jego głowę.
Joey rzucił się w przód i krótko, mocno uderzył w brzuch Frankensteina. To bolało jak cholera. Joeya. Miał wrażenie, jakby walnął pięścią w betonową ścianę. Odskoczył poza zasięg ramion przeciwnika i poruszał palcami, by mieć pewność, że ich nie połamał. Frankenstein chyba nawet nie odczuł ciosu w brzuch. Może faktycznie był niezwyciężony i kuloodporny?
Po drugiej stronie auli, Rodeo Rex stanął na nogi.
– Wynoś się stąd! – krzyknął. – Nie pokonasz go. To pieprzony robot albo coś podobnego!
– Proszę! – wrzasnęła Baby. – Posłuchaj go. Musimy się wynosić!
Joey uniknął kolejnego dzikiego ciosu Frankensteina i cofnął się o kilka kroków. W ten sposób niezamierzenie postawił przeciwnika w pozycji, w której Rex mógł go zaatakować. Rex rzucił się przez aulę jak rozwścieczony byk. Gdy był dość blisko, wyskoczył w powietrze i wyprowadził cios, który wylądował na boku głowy Frankensteina. W przeciwieństwie do razów Joeya, ten zakończył się głośnym BRZDĘK, które brzmiało jak uderzenie kija baseballowego o kask do rugby. Obrócił głowę Frankensteina na bok i mężczyzna zachwiał się, tracąc równowagę. Postawił lewą nogę na ziemi i zamierzył się na Rexa. Trafił wielkiego motocyklistę w bark, gdy ten szykował się do kolejnego ataku. Tym razem nic nie brzęknęło, rozległ się raczej głuchy odgłos, po którym Rex wylądował na tyłku. Facet podniósł głowę i krzyknął do Baby:
– Uciekaj, do cholery! Twój chłopak poleci za tobą!
Baby spojrzała na Joeya błagalnie i zrobiła, jak poradził Rex. Wybiegła na korytarz i skierowała się do wyjścia. Joey miał dwie możliwości, zostać i pomóc Rexowi w walce z Frankensteinem albo pobiec za Baby. Wybór był prosty. Wybiegł na korytarz i rzucił się za nią. Szybko ją dogonił i złapał za ramię.
– Chodź. Na zewnątrz stoi mój motor. Wynosimy się stąd.
Dobiegli do końca korytarza. Gdy skręcili, Joey zerknął za siebie i zobaczył, że Frankenstein zostawił Rodeo Rexa i ciężko szedł za nimi, goniąc ich jak w tanim horrorze.
Joey i Baby pobiegli korytarzem do wyjścia na tyłach szkoły i wydostali się na parking. Motor stał tuż przy drzwiach, tam, gdzie zostawił go Joey. Na parkingu zebrał się spory tłum ludzi ciekawych dalszego rozwoju wypadków, ale wszyscy wydawali sie gotowi do ucieczki, gdyby nagle pojawił się wariat z pistoletem. Joey wskoczył na motor i odpalił silnik. Baby usiadła za nim i otoczyła ramionami jego pas. Ukryła twarz w jego plecach.
– Trzymaj się, Baby, to może być ostra jazda – powiedział, nawracając motor. Baby ścisnęła go mocno, gdy dodał gazu i z prędkością światła przebił się przez tłum na ulicę.
Gdy mknęli, usłyszeli przerażone krzyki tłumu. Frankenstein pojawił się ponownie, wypadając przez drzwi na parking.
***
Frankenstein pomaszerował do stojącego na miejscu dla inwalidów vana Solomona Bennetta. Otworzył drzwi po stronie pasażera i wsiadł. Bennett odpalił silnik.
– Uciekł. Przepraszam, szefie – powiedział Frankenstein.
Żaden problem – odpowiedział Bennett. – Widziałem, że pojawił się Joey Conrad, więc pozwoliłem sobie zamontować w jego motorze urządzenie namierzające. Później znajdziemy jego i tę dziewczynę.
– A co z tym drugim gościem? – zapytał Frankenstein.
– Jakim drugim gościem?
– Rodeo Rexem.
Bennett zmarszczył brwi.
Rodeo Rex? – prychnął. Imię brzmiało, jakby pochodziło z niskobudżetowego westernu lat siedemdziesiątych. – Nie wiem, kto to taki. Czego chce?
W pobliżu zawyły policyjne syreny. Trzeba było się szybko ulotnić. Bennett skierował vana na ulicę.
– Kiedy indziej zajmiemy się Rodeo Rexem – powiedział. – Na razie zobaczmy, dokąd zabierze nas Joey Conrad.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden