The Plot to Kill the Pope - Dwadzieścia trzy

Solomon Bennett siedział za biurkiem w świeżo zdobytym biurze, popijając whisky i przeskakując po kanałach telewizyjnych, by zadecydować, jaki film obejrzeć. Wybór był trudny, pomiędzy Weekendem u Berniego Zjawą. Zdecydował się na Weekend u Berniego i cieszył się seansem, ale w najlepszym momencie, gdy bohaterowie poszli na narty wodne, ktoś zapukał do drzwi. Zatrzymał film i zamierzał krzyknąć „Wejść”, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Mozart. Wydawał się zaniepokojony i widać było, że wydarzyło się coś ważnego, ponieważ wyglądał, jakby dopiero zszedł z łóżka. Miał na sobie tylko niebieskie bokserki i białą kamizelkę.
Co jest? – zapytał Bennett.
Mozart uniósł komórkę,
– Coś poszło nie tak – powiedział.
– O czym mówisz?
Mozarta zdekoncentrował zatrzymany na ekranie telewizora widok trupa na nartach wodnych. Patrzył na niego przez sekundę, po czym pokręcił głową i przysiadł na krawędzi biurka Bennetta.
– Wysłałem dwóch ludzi do Dworu Landingham, żeby sprawdzili tam ochronę, tak jak kazałeś – powiedział.
– I?
– I obydwaj umarli.
– Co?
– Popatrz. – Mozart podał Bennettowi komórkę. – Napisali do mnie dziesięć minut temu, że nie żyją.
Bennett próbował wyciągnąć sens ze słów Mozarta. Trupy wysłały mu wiadomości? Czy to jakaś nowa wymyślna aplikacja na telefon, o której nie słyszał? Taka, która wysyła wiadomości znajomym, że umarłeś?
– O czym ty bredzisz? – warknął.
– Zobacz sam – powiedział Mozart, wskazując urządzenie w dłoni Bennetta.
Bennett zobaczył wiadomość od kogoś nazywanego Martinem. Była prosta:

UMARŁEM

– Kim, do diabła, jest Martin? – zapytał.
– To ten, który wyglądał jak Piggy.
– I to on ci to wysłał?
– Nie sądzę. Myślę, że zrobił to ten, kto go zabił. Rzuć okiem na następną wiadomość od Logana.
Bennett przełączył na kolejną wiadomość. Była od Logana i składała się z trzech słów, choć była równie klarowna jak ta od Martina.

JA TEŻ UMARŁEM

– Próbowałeś do nich dzwonić? – zapytał Bennett.
– Tak. Obydwa telefony są poza zasięgiem, pewnie zniszczył je człowiek, który wysłał te wiadomości.
– Jakiś pomysł, kto mógł ich zabić? Zakładając, że faktycznie umarli.
Mozart wzruszył ramionami.
– Nie miałem czasu o tym pomyśleć. Przyszedłem prosto do ciebie.
Bennett próbował zrozumieć, co mogło się stać. Pierwsze, co musiał zrobić, to wyłączenie telewizora, bo jeżdżący na nartach wodnych trup utrudniał mu koncentrację.
Zaczął myśleć na głos.
– Blake Jackson dawał mi słowo, że w okolicy nie będzie żadnej ochrony. Pieprzony klaun, nie odróżniłby dupy od łokcia.
Bennett wybrał numer Blake’a Jacksona na telefonie Mozarta. Jackson długo nie odbierał, a gdy się odezwał, brzmiał na zaspanego.
– Wiesz, która godzina? – jęknął.
– Pieprzyć godzinę – odpowiedział Bennett. – Właśnie straciłem dwóch ludzi.
– O czym mówisz?
– Posłałem dwóch ludzi do Dworu Landingham, żeby sprawdzili okolicę pod kątem dróg ucieczki i tak dalej. Mozart właśnie dostał od nich obydwu wiadomości, że nie żyją. Ktoś z nami pogrywa! Mówiłeś, że nikt nie wie, że impreza została przeniesiona do Landingham.
– Bo nikt nie wie. Poza mną, Calhoon i sekretarzem papieża,
– To kto zabija mi ludzi, do cholery?
Telefon zamilkł, gdy Jackson zastanawiał się nad odpowiedzią. Wreszcie jej udzielił.
Joey Conrad.
Bennett podrapał się po głowie.
– Co?
– Ten pieprzony Devon Pincent. Cały czas był o krok przed nami!
Bennett wymienił spojrzenia z Mozartem, który słyszał wszystko, co mówił Jackson. On również nie miał pojęcia, o czym ględził Jackson.
– Co masz na myśli? – zapytał Bennett. – Pincenta mamy tutaj. Nie mógł się skontaktować z Joeyem Conradem. Nie pozwalamy mu używać telefonu!
– Jasne, że nie. Ale to typowy Pincent – powiedział Jackson. – Pewnie zrobił to wiele tygodni temu.
– Jak?
– Wiedział, że jeśli dowiemy się o pogróżkach wobec papieża, zmienimy miejsce na tajną lokację. I założę się, że wiedział, że jedyne miejsce, do którego mogliśmy przenieść się na szybko, to Dwór Landingham. A jego stara znajoma, Dorothy Landingham, z radością poinformowałaby go, że jej dwór został wybrany.
Bennett potarł czoło.
– A w skrócie?
– W skrócie, to Devon wysłał pogróżki od Czerwonego Czuba. Wiedział, że przeniesiemy się do Dworu Landingham. I wysłał tam już Joeya Conrada albo kogoś innego, żeby na nas czekał i spieprzył nam plany!
– Pincent wysłał pogróżki?
– Tak. Cwany sukinsyn.
– Blake, kiedy kazałem ci mieć oko na Pincenta, robiłeś cokolwiek?
– Nie moja wina – zaprotestował Jackson. – Może powinieneś bardziej się postarać, żeby zmusić go do gadania. Na bank ma coś w rękawie, żeby spieprzyć nam plany.
– Zajmę się Pincentem – powiedział Bennett. – Niedługo zacznie gadać.
– Nie zacznie – odparł Jackson. – To stara szkoła. Tortury niczego ci nie dadzą. Lepiej będzie, jeśli jutro rano przejdziesz się do Szkoły Aktorskiej.
– Po co?
– Jego córka, Baby, ma próby do przedstawienia Gorączka sobotniej nocy. Będziesz miał ją, to Devon powie ci wszystko, czego będziesz chciał. Córka to cały jego świat.
– Zrobi się.
Bennett zakończył połączenie i oddał telefon Mozartowi.
– Słyszałeś? – zapytał.
– Głośno i wyraźnie – odpowiedział Mozart, zsuwając się z biurka. – Szkoła Aktorska, jutro rano.
Mozart ruszył w kierunku drzwi, by dotrzeć do swojej sypialni. Bennett ponownie włączył telewizor, który powitał go zatrzymaną klatką z truposzem. Zanim włączył film ponownie, odezwał się do Mozarta.
– Jutro jadę z tobą po córkę Pincenta. I weźmiemy jeszcze Frankensteina. Nie chcę więcej pomyłek.

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden