The Plot to Kill the Pope - Trzydzieści jeden

Jack Munson zaparkował samochód w wyznaczonym miejscu pod apartament 17 motelu Bates. Kupił dość chińszczyzny, by nakarmić cztery osoby, mimo że była przeznaczona tylko dla niego i Jasmine. Nie doprecyzowała, na co miała ochotę, więc zamówił masę różnych przystawek i dań z kurczakiem.
Wziął dużą, brązową papierową torbę z jedzeniem i wyskoczył z auta. Zatrzasnął drzwi, ale nim zdążył zrobić cokolwiek więcej, jakiś motor głośno wjechał na parking. Odwrócił się i zobaczył mknącego ku niemu Joeya Conrada na jego żółto-czerwonym motorze, z Baby kurczowo zaciskającą wokół niego ręce.
Zaparkowali na wolnym miejscu obok samochodu Munson i Joey zgasił silnik. Baby zeskoczyła z pojazdu.
– O Boże, Jack, dzięki Bogu, że jesteś! – krzyknęła. Była wyraźnie roztrzęsiona, tak jak poprzedniej nocy, kiedy stanęła w drzwiach apartamentu Munsona z opowieścią o tym, jak Danny Zuco został zrzucony ze skarpy. Munson nie był pewien, czy tym razem winą za jej stan obarczyć agresywną jazdę Joeya, czy też coś innego.
Chodziło o coś innego.
– Wszystko gra? – zapytał Munson.
Joey zsiadł z motoru.
– Niezbyt – powiedział. – Przed momentem walczyłem z Frankiem Grealishem.
– Frankenstein tu jest? Widziałeś go? Gdzie?
– Był w szkole Baby.
– Zarzucił mnie sobie na ramię i próbował mnie porwać – wtrąciła Baby. – Ale potem pojawił się facet o imieniu Rodeo Rex i zaczęli się bić.
– Rodeo Rex?
– Widziałem go – potwierdził Joey. – Na zmianę próbowaliśmy skopać Frankensteinowi tyłek. Mówię ci, Frank Grealish jest nie do pokonania. Możesz go kopać, walić, możesz go, kurwa, zastrzelić, a on nie czuje bólu, nie ma siniaków i nie krwawi. Kiedy to załapałem, wynieśliśmy się stamtąd i przyjechaliśmy prosto tutaj.
Munson słuchał Joeya i Baby i mniej więcej rozumiał sytuację pomimo jej chaotycznego przedstawienia, ale jego czujność wzbudziło coś innego.
– Joey, nie możesz tu zostać – powiedział.
– Co? Czemu nie?
Wskazał motocykl Joeya.
– Masz lokalizator w motorze.
Joey spojrzał w miejsce wskazywane przez Munsona. Pod siodłem ktoś zamontował małe, plastikowe urządzenie.
– Skąd wzięło się to cholerstwo? – zapytał, sięgając po nie.
– Zostaw – warknął Munson.
– Co?
– To prowizorka. Ktoś bardzo się spieszył, kiedy to montował. Możliwe, że ten ktoś właśnie cię śledzi. Powinieneś jechać dalej, przejechać przez miasto, tam zdjąć to ustrojstwo i przyczepić do jakiegoś dostawczaka czy czegoś takiego. Ważne, żeby było w ruchu.
Joey złapał się za głowę,
– Kurwa.
– Jedź – powiedział Munson. – Baby może zostać ze mną. Pójdziemy do środka, zgarniemy Jasmine i ukryjemy się w bezpiecznym miejscu. Zadzwoń do mnie potem, ale jeśli w rozmowie użyję słowa rozkosznie, to będzie znaczyło, że coś nie gra, jasne?
Joey przytaknął.
Rozkosznie, jasne, okej. – Objął Baby i pocałował ją w usta. – Wszystko będzie dobrze. Widzimy się niedługo.
– Dobra, ale idź już! – powiedziała, rozumiejąc, że sprawa nie mogła czekać.
Joey wskoczył z powrotem na motor i uruchomił go.
– Jack, zostaw mi trochę tej chińszczyzny, której smród czuję aż tutaj – powiedział.
– Bez obaw, wystarczy dla całej armii.
Joey zawrócił motor i wyjechał z parkingu na ulicę, czemu towarzyszyły pisk opon, zgiełk klaksonów i chór kierowców wyzywających go on chujów.
– Chodźmy, Baby – powiedział Munson. – Idziemy po Jasmine i wynosimy się stąd.
Podszedł do apartamentu 17, wsunął klucz do zamka i pchnął drzwi.
– Idź przodem, Baby – powiedział z pokrzepiającym uśmiechem.
Baby weszła do pokoju motelowego. Munson ruszył za nią i zamknął za nimi drzwi.
Baby krzyknęła.
O mój Boże!

< poprzedni

Komentarze

Popularne

The Day It Rained Blood - Dwa

The Day It Rained Blood - Prolog

The Day It Rained Blood - Jeden