The Plot to Kill the Pope - Pięćdziesiąt osiem
Czerwony Irokez
Joey skradał się korytarzem na piętrze Dworu Landingham, aż
dotarł nad główny hol. To stamtąd dobiegały strzały. Zobaczył sprawcę, Frankensteina,
maszerującego ku jadalni i zostawiającego za sobą ślad w postaci
trupów.
Joey ukrył się za filarem. Przejrzał podłogę poniżej, szukając
Elvisa i Rexa wśród ciał. Nie znalazł ich, co mogło oznaczać, że nadal
żyli.
Zamierzał zejść na dół i pójść za Frankensteinem, gdy szóstka
pracowników Złotej Gwiazdy wbiegła do holu i zaczęła zbierać pistolety
oraz amunicję od martwych ochroniarzy.
Joey pozostał ukryty za wielkim marmurowym filarem
i milczał. Usłyszał, jak ktoś na dole mówił do pozostałych:
– Przeszukajcie budynek i zabijcie każdego, kogo
zobaczycie, chyba że to będzie Czerwony Czub. Devon chce go żywego. Jasne?
Pozostali chrząknęli, dając znak, że zrozumieli, i rozeszli
się w różnych kierunkach, szukając celów. Grupka skierowała się głównymi schodami
na podest, na którym ukrywał się Joey.
Nie miał wyjścia, musiał się wycofać i spróbować znaleźć
inne wejście do jadalni. Mimo że miał pistolet, w tej chwili jego szanse
na pokonanie najemników Solomona Bennetta w strzelaninie były niewielkie.
– ANI KROKU, DUPKU!
Kurwa. Jeden
z przydupasów Bennetta miał szczęście i wyszedł zza rogu korytarza,
który Joey miał za plecami. Był to duży, łysy facet, który wyglądał jak ktoś,
kto wie, jak trzymać broń. Przyklęknął na jedno kolano i trzymał pistolet
wymierzony w pierś Joeya.
– OPUŚĆ BROŃ!
Wrzaski skinheada zaalarmowały innych pracowników Złotej
Gwiazdy, że coś się działo. Dzięki treningowi w Czarnej Fali, Joey
potrafił ocenić szanse przetrwania w ciągu milisekundy. W tej sytuacji
szanse były jak jeden do tysiąca. Jego jedyną szansą była podsłuchana informacja,
że miał zostać pojmany żywcem, w miarę możliwości…
„Graj na zwłokę,”
powiedział sobie. „Szansa na zabicie ich
wszystkich jeszcze się trafi.”
Najemnicy zbliżali się do niego ze wszystkich stron, gdy postanowił
się poddać.
– Dobra, odkładam broń – powiedział.
Uniósł jedną rękę w powietrze i pochylił się, by położyć
pistolet na ziemi, starając się nie robić gwałtownych ruchów. Skinhead podszedł
bliżej. Trzymał swoją broń obiema rękami i cały czas miał Joeya na muszce.
– Na głowę – powiedział skin. – Łapy na głowę!
Joey powoli wstał i położył dłonie za głową. Facet podszedł
do niego i pchnął go w kierunku schodów prowadzących w dół. Na
podeście czekało jeszcze sześć osób z pistoletami gotowymi do strzału.
Skin krzyknął do nich:
– Mikey, mam go. I mam jego broń.
Dowódca grupy, Mikey, miał włosy związane w kucyka
i wyglądał jak wyrwany z lat 80. Stał na czele zespołu na podeście
i próbował wyglądać groźnie z karabinem maszynowym przewieszonym
przez ramię na skórzanym pasku.
– Ty jesteś Czerwony Irokez? – zakpił, gdy Joey podszedł
bliżej.
Skinhead mocniej pchnął Joeya w plecy, przez co ten
zatoczył się na Mikey’ego. Mikey odepchnął go i zerwał maskę Irokeza
z jego głowy. Uniósł ją w rękach i obejrzał z kpiarskim
uśmieszkiem na twarzy.
– Bez maski nie jesteś taki twardy, co? – powiedział tryumfalnie.
Najemnicy gratulowali sobie pojmania go, a Joey rozważał
możliwości. Na podeście stało czterech przeciwników, dwóch kolejnych czekało na
schodach, kilka stopni niżej. No i był jeszcze skinhead, przyciskający mu
pistolet do pleców.
Najłatwiej byłoby zdjąć skina. Krok w tył i szybkie
kopnięcie w staw kolanowy by go obezwładniły, dzięki czemu mógłby
z łatwością odebrać mu broń. Następnie Mikey. Jego musiałby wykorzystać
jako żywą tarczę. To również byłoby proste, ponieważ Mikey miał w jednej
dłoni maskę, a karabin maszynowy, którego nie sposób obsługiwać jedną
ręką, w drugiej. Pozostawała piątka na podeście i schodach,
Planowanie zostało przerwane przez muzykę, która miała być
znakiem do rozpoczęcia zabijania.
Ale nie był to motyw z Halloween Johna Carpentera.
Była do Karen Carpenter śpiewające We’ve only just begun.
Cóż, nie na taki podkład dźwiękowy liczył, ale musiał się tym
zadowolić. W głowie już zaplanował kolejność, w jakiej zamierzał
zabijać najemników.
Wyszczerzył się do Mikey’ego.
– Zdechniecie.
Mikey zareagował sarkastycznym uśmiechem i szybko odszczeknął:
– Będę patrzył, jak…
CHLUP!
Ku zaskoczeniu Joeya, głowa Mikey’ego zniknęła, zanim
dokończył zdanie. Chlupnięcie zmieniło się w mlaśnięcie, kiedy głowa
zmieniła się w czerwonego kleksa na oknie po drugiej stronie podestu. Jego
ciało nadal stało, a z miejsca u szczytu szyi, gdzie kiedyś była
głowa, tryskała krew.
Joey wiedział, że tylko jedna osoba posiadała pistolet zdolny
do takich rzeczy. Bourbon Kid.
< poprzedni
Komentarze
Prześlij komentarz