The Plot to Kill the Pope - Pięćdziesiąt siedem
Jasmine
Jasmine szybko znalazła pokój dźwiękowca. Niestety, do środka
można było dostać tylko w jeden sposób, przez drzwi na końcu pomieszczenia.
Te były zamknięte, ale w panelu, na wysokości jej twarzy, zamontowano małe
kwadratowe okienko, więc mogła zerknąć do środka. DJ siedział przy pulpicie mikserskim,
na którym stał ekran komputera. Za biurkiem znajdowało się duże okno z widokiem
na jadalnię i scenę, na której Jasmine przed chwilą występowała jako
Britney Spears.
Zastukała kłykciami w drzwi, by zwrócić uwagę DJ-a.
Odwrócił się, by zobaczyć, kto to. Gdy tylko zobaczyła jego twarz, Jasmine
wiedziała, że da radę przekonać go do puszczenia dowolnej piosenki
w dowolnym pomieszczeniu w budynku. Miał zaczerwienione policzki
i zmierzwione brązowe włosy, które wyglądały, jakby sam je przycinał.
I masywną szczękę. Kurewsko wielką! Albo, jak określiłaby
to Jasmine, niewyobrażalną. Pośrodku
podbródka miał ogromny dołek. Co więcej, jego brwi były gęste i zrośnięte,
tworząc jedną ogromną włochatą gąsienicę nad jego oczami. Ten gość był
dziwakiem. Ale Jasmine go nie oceniała. W sumie lubiła dziwaków. Im brzydsi
i dziwniejsi, tym lepiej. Tacy wiedzieli, jak traktować kobiety. Cóż,
właściwie nie mieli o tym pojęcia, ale się starali. Każdy nerd, jakiego Jasmine
spotkała na swojej drodze, w jej rękach zmieniał się w plastelinę.
Doświadczenie nauczyło ją, że jeśli choćby muśnie dłonią krocze takiego nerda,
on bez wahania odda jej nawet swój ulubiony komis o Srebrnym Surferze.
Więc tak, Jasmine lubiła nerdów, dziwaków, brzydali
i niegroźnych dziwaków, tak jak lubiła samców alfa pokroju Jacka Munsona.
Posłała DJ-owi uwodzicielski uśmiech. Nie minęły nawet dwie sekundy, nim
poderwał się z miejsca, otworzył drzwi i wpuścił ją do środka.
– Wow – powiedziała, rozglądając się po nieposprzątanej
i dusznej budce. – Ty się tym wszystkim zajmujesz?
Przytaknął jak podekscytowany pies.
– Tak.
– Jak masz na imię?
– Roland Chang.
– Roland? Ekstra,
to moje ulubione imię. – Zgarnęła kilka okruchów, które przyczepiły się
do ciemnoniebieskiego swetra Rolanda. – Puścisz mi jakąś piosenkę?
– Przed chwilą występowałaś jak Britney Spears, prawda? –
wymamrotał; jego policzki pokryły się czerwienią, jakby nigdy wcześniej nie
rozmawiał z kobietą. – Byłaś super!
– Ekstra, dzięki! To puścisz mi jakąś piosenkę?
Roland rozejrzał się nerwowo.
– Umm, teraz nie mogę, ale później jak najbardziej. Jaką piosenkę
chcesz?
– Coś, umm… – Przez chwilę miała pustkę w głowie,
próbując przypomnieć sobie, jakiego wykonawcy życzył sobie Joey. – Carpenter?
Wiesz, kto to taki? To taka raczej straszna muzyka.
– Chyba wiem – powiedział Roland. – Ale nie mogę puścić tego
teraz. W jadalni coś się dzieje. Dużo ludzi zemdlało. Jeśli puszczę coś
teraz, wyleją mnie.
– Ale ja chcę usłyszeć to teraz – stwierdziła Jasmine, strzepując
kolejne okruchy z przodu jego dresowych spodni i niby przypadkiem muskając
dłonią jego chuja.
Roland wyraźnie się spiął (wyprostował ramiona). Przełknął ślinę.
– Naprawdę nie powinienem – powiedział. – Mogę zrobić coś jeszcze?
Jasmine przyjrzała się pulpitowi mikserskiemu. Znajdowało się
na nim sporo przełączników, które chyba były połączone z monitorem. Nie
przypominało to odtwarzacza płyt, który miała w czasie pobytu
w B Movie Hell, ani odtwarzacza kaset, którego używała
w Rumunii. Nie miała pojęcia, jak się tym posługiwać. On musiał się tym
zająć.
Ciężkie czasy wymagają zdecydowanych posunięć, więc Jasmine
uklękła i wpełzła pod biurko. Obróciła się i spojrzała na Rolanda,
który miał na twarzy zdziwioną minę i trochę śladów czekolady.
– Co robisz? – zapytał. – Tam nie wolno.
– Jeśli teraz puścisz piosenkę Carpentera we wszystkich pomieszczeniach
tego budynku, będę ssała ci chuja, dopóki ta piosenka się nie skończy.
Rolandowi opadła szczęka. Nie udało mu się odpowiedzieć. Mimo
że kolejne zachęty raczej nie były potrzebne, Jasmine zależało na czasie, więc
podbiła ofertę.
– Możesz puścić cały album, jeśli chcesz – powiedziała.
Roland oprzytomniał. Szybko podszedł do pulpitu, zaczął
klikać przełącznikami i stukać na klawiaturze. Jasmine zsunęła dół od jego
dresu aż do kostek, po czym szarpnięciem usunęła kolorowe bokserki
z Kapitanem Grotmanem.
Już miał erekcję i, ze swojego bogatego doświadczenia,
Jasmine wiedziała, że nie wytrzyma całej piosenki. Na plus należało zaliczyć szansę,
że powinno udać jej się doprowadzić do „wystrzału” bez dotykania jego chuja.
Pięć sekund łaskotania jąder powinno wystarczyć.
Jasmine dumała nad tym, której techniki użyć, gdy usłyszała
nad głową delikatne brzęknięcie. Wyciągała rękę ku jajom Rolanda, gdy ten padł
do tyłu. Wylądował na plecach z chujem skierowanym do góry. Zastanowiła się,
czy mógł zemdleć z ekscytacji tym, co miało nastąpić. Ale wtedy zobaczyła
krew cieknącą z jego głowy na drewnianą podłogę.
Wyczołgała się spod burka i przyjrzała bliżej. Roland
miał w czole dziurę. Miał też otwarte usta, ale szczęka opadła mu już
chwilę temu, więc nie było to nic nowego. Jasmine szturchnęła jego klatkę piersiową.
– Roland – szepnęła. – Wszystko gra?
Nie odpowiedział.
Szturchnęła go ponownie, próbowała nawet łaskotania po
jądrach, ale nawet nie drgnął. Rozważała wsunięcie dwóch palców w jego
tyłek, ale usłyszała kolejne brzęknięcie. Szyba w budce pękała.
Nasłuchiwała uważnie i nagle usłyszała strzały
z jadalni poniżej. Ktokolwiek zastrzelił Rolanda, teraz wystrzeliwał
krzyczących ludzi w auli.
Podciągnęła bokserki i spodnie Rolanda z powrotem
na miejsce, by oszczędzić mu wstydu związanego z byciem znalezionym
z wzwodem na wierzchu. Podniosła się na nogi i zerknęła ponad
pulpitem, by zobaczyć, co się działo. Nie dało się wiele zobaczyć, chyba że
przysunęłaby się blisko szyby, ale uznała to za niebezpieczne. Na szczęście słyszała,
co się działo, przez dziurę w dźwiękochłonnej szybie. Gdy ustały wystrzały,
usłyszała głosy ludzi. Większość zdawała się dobiegać ze sceny. Wtedy usłyszała
Baby krzyczącą bezpośrednio pod sobą.
– Tato, nie rób tego!
Jasmine skorzystała z okazji i wychyliła się nieco
dalej. Zobaczyła, że Frankenstein trzymał Baby w mocnym uścisku, dodatkowo
przyłożył pistolet to jej głowy.
Na scenie działy się jeszcze gorsze rzeczy. Alexis Calhoon
klęczała, a przed nią stał Devon, mierząc w nią z broni. Facet
z przepaską na oku nagrywał ich na telefon.
Nadszedł czas, by Jasmine wkroczyła do akcji. Musiała jakoś
odwrócić ich uwagę. Miała do dyspozycji tylko pulpit. W końcu po to przyszła
do tej budki; najwyższa pora puścić muzykę, której chciał Joey.
Kucnęła i spojrzała na ekran komputera. Roland był
w trakcie przygotowywania dla niej strasznej muzyki. Na monitorze
zobaczyła zielony przycisk z napisem PLAY. Wcisnęła Enter na klawiaturze
i liczyła, że się uda.
Ku jej uldze, piosenka zaczęła się niemal natychmiast. Roland
zrobił, co chciała, i ustawił odtwarzanie przez wszystkie głośniki
w budynku. I to głośno!
Joey chciał straszną muzykę Johna Carpentera. To życzenie
trochę się zniekształciło podczas transferu od Jasmine do Rolanda i od
Rolanda do komputera.
We’ve only just begun…
Jasmine nie znała się na Johnie
Carpenterze, ale rozpoznawała Karen
Carpenter. Nie była to halloweenowa muzyka, ale wywarła pożądany efekt.
Odwróciła uwagę wszystkich w jadalni i kupiła Devonowi trochę czasu.
Frankenstein podniósł wzrok i zobaczył Jasmine tuż przed
tym, jak ponownie ukryła się za pulpitem. Odsunął Uzi od głowy Baby, wymierzył
w budkę i zaczął strzelać.
Jasmine wczołgała się pod pulpit i zasłoniła uszy
dłońmi, by wyciszyć strzały i The Carpenters.
Gdy naboje zaczęły bombardować budkę, wokół niej rozprysło się szkło. Zrobiła swoje.
Kupiła czas. Teraz nadeszła pora, żeby pojawili się faceci i zrobili swoje.
Ale gdzie oni, u diabła, byli?
< poprzedni
Komentarze
Prześlij komentarz