The Priory of the Orange Tree - Dwa


2 Zachód

Był, oczywiście, zamaskowany. Oni zawsze są. Tylko głupiec wchodziłby do Wieży Królowej bez zapewnienia sobie anonimowości, a skoro udało mu się dostać do prywatnych komnat, rzezimieszek nie był głupcem.
Sabran spała głęboko w Wielkiej Komnacie Sypialnej obok. Królowa Inys, z rozrzuconymi włosami i ciemnymi rzęsami spoczywającymi na policzkach, mogłaby być uosobieniem spoczynku. Tej nocy spała z nią Roslain Crest.
Obydwie były nieświadome, że cień planujący zabójstwo zbliżał się do nich z każdą chwilą.
Gdy Sabran udawała się na spoczynek, klucz do najbardziej prywatnych komnat oddawała pod opiekę jednej z Dam Sypialnianych. Obecnie miała go Katryen Withy, przebywająca w Galerii Rogu. Apartamenty królewskie były strzeżone przez Rycerzy Ciała, ale drzwi do Wielkiej Komnaty Sypialnej nie zawsze były strzeżone. Wszak istniał tylko jeden klucz.
Brak ryzyka włamania.
W prywatnej komnacie - ostatnim wale pomiędzy królewskim łożem a światem zewnątrznym - rzezimieszek obejrzał się przez ramię. Sir Gules Heath powrócił na swoje miejsce poza komnatami, nieświadom, że do środka zakradło się niebezpieczeństwo, gdy on był w innym miejscu. Nieświadom ukrytej wśród krokwi Ead, która patrzyła, jak rzezimieszek dotykał drzwi prowadzących do królowej. Intruz cicho wyjął klucz spod okrycia i wsunął do zamka.
Obrócił.
Przez długą chwilę trwał bez ruchu. Czekał na swoją szansę.
Był bardziej ostrożny niż inni. Gdy Heath zaczął kaszleć, intruz uchylił drzwi do Wielkiej Komnaty Sypialnej. Drugą ręką wysunął ostrze z pochwy. To samo ostrze, którego używali inni.
Kiedy ruszył dalej, Ead również to zrobiła. Cicho zeskoczyła z belki nad jego głową.
Jej bose stopy wylądowały na marmurze. Gdy rzezimieszek wszedł do Wielkiej Komnaty Sypialnej z wyciągniętym sztyletem, zakryła mu usta i zatopiła własne ostrze pomiędzy jego żebrami.
Rzezimieszek szarpnął się. Ead trzymała mocno, uważając, by nie zabrudzić się krwią. Kiedy ciało znieruchomiało, opuściła je na podłogę i uniosła jego pokrytą jedwabiem maskę, identyczną z tymi, które nosili inni.
Ukryta pod nią twarz była młoda, prawdopodobnie jeszcze chłopięca. Podobne do jezior oczy patrzyły w sufit.
Nie rozpoznała go. Ead ucałowała jego czoło i zostawiła go na marmurowej posadzce.
Ledwie wróciła pomiędzy cienie, usłyszała krzyk o pomoc.
Świat zastał ją na terenie pałacu. Jej włosy podtrzymywała sieć ze złotej nici, udekorowana szmaragdami.
Każdego ranka praktykowała tę samą rutynę. Przewidywalność zapewniała bezpieczeństwo. Najpierw poszła do Mistrza Wiadomości, który potwierdził, że nie przyszły do niej żadne listy. Następnie przeszła do bram i spojrzała na Ascalon, wyobrażając sobie, że pewnego dnia przejdzie na drugą stronę i będzie szła, aż dotrze do portu i wsiądzie na statek, które zabierze ją z powrotem do Lasii. Czasami dostrzegała kogoś znajomego i wymieniała z nim niewielkie skinienia głowy. Wreszcie szła do Domu Bankietowego, by zjeść śniadanie z Margret, a o ósmej zaczynały się jej obowiązki.
Pierwszym zadaniem na dziś było wyśledzenie Królewskiej Praczki. Ead odnalazła kobietę za Wielką Kuchnią, we wnęce porośniętej bluszczem. Stajenny zdawał się liczyć piegi na jej szyi za pomocą języka.
- Dzień dobry - powiedziała Ead.
Para odskoczyła od siebie ze zduszonymi okrzykami. Stajenny umknął jak jeden z jego koni.
- Panno Duryan! - Praczka wygładziła spódnice i dygnęła, zarumieniona po cebulki włosów. - Och, proszę nikomu nie mówić, panienko, albo będę skończona.
- Nie musisz się kłaniać. Nie jestem damą. - Ead uśmiechnęła się. - Uznałam za konieczne poinformowanie cię, że musisz co dzień służyć Jej Wysokości. Ostatnio cechuje cię niedbałość.
- Och, panno Duryan, przyznaję, że mój umysł zaprzątały inne myśli, ale to przez niepokój. - Praczka wykręciła pokryte odciskami dłonie. - Wśród służby rozeszły się pogłoski, pani. Ponoć wywerna zaatakowała żywy inwentarz w Lakes, niecałe dwa dni temu. Wywerna! Czyż to nie przerażające, że słudzy Bezimiennego się budzą?
- Co jest ważnym powodem, dla którego powinnaś wykonywać swoje obowiązki sumiennie. Sługom Bezimiennego zależy na zlikwidowaniu Jej Wysokości, gdyż jej śmierć przywróci na ten świat ich mistrza - powiedziała Ead. - Dlatego twoje zadanie jest kluczowe. Co dzień musisz sprawdzać, czy jej pościel nie jest zatruta, i dbać, by była świeża i przyjemna.
- Tak, oczywiście. Daję słowo, że będę pilniej wykonywać swoje obowiązki.
- Och, nie mnie to obiecuj. Obiecaj Świętemu. - Ead wskazała głową Królewskie Sanktuarium. - Idź do niego. Możesz też poprosić o przebaczenie za swoją... niedyskrecję. Pójdź tam ze swoim kochankiem i módlcie się o łaskę. Jak najprędzej!
Praczka uciekła, a Ead się uśmiechnęła. Wtrącanie Inyjczyków z równowagi było niemal dziecinnie proste.
Jej uśmiech niebawem przygasł. Wywerna miała czelność porwać ludzki inwentarz. Choć smocze stworzenia od lat budziły się z długich drzemek, raczej się ich nie widywało - tymczasem w ciągu ostatnich kilku miesięcy miało miejsce kilka takich incydentów. Co gorsza, bestie robiły się na tyle zuchwałe, by polować na zamieszkałych terenach.
Trzymając się cienia, Ead ruszyła w długą drogę do królewskich apartamentów. Minęła Królewską Bibliotekę, okrążyła jednego z białych pawi, które chodziły po okolicy, i weszła pod krużganki.
Pałac Ascaloński - strzelista duma z jasnego wapienia - był największą i najstarszą siedzibą Rodu Berethnet, władców Królewstwa Inys. Zniszczenia, którym uległ w Latach Smutku, gdy Smocza Armia prowadziła trwającą rok wojnę przeciwko ludziom, zostały dawno usunięte. Każde okno wypełniało szkło barwione na wszystkie kolory tęczy. Na jego terenie znajdowało się Sanktuarium Cnót, ogrody z ocienionymi trawnikami i ogromna Królewska Biblioteka ze swoją zdobioną marmurem wieżą zegarową. Było to jedyne miejsce, w którym można spotkać Sabran latem.
Pośrodku dziedzińca stała jabłoń. Ead zatrzymała się na jego widok, czując ból w piersi.
Minęło pięć dni, odkąd Loth w środku nocy zniknął z pałacu wraz z lordem Kitstonem Gladem. Nikt nie wiedział, dokąd się udali, ani dlaczego opuścili dwór bez pozwolenia. Sabran nosiła swój niepokój jak płaszcz, lecz Ead trzymała swój na wodzy.
Wspomniała zapach drewa palonego podczas jej pierwszej Uczty Wspólnoty, kiedy to poznała lorda Artelotha Becka. Każdej jesieni, dwór zbierał się, by wymieniać podarunki i świętować zjednoczenie w Krainę Cnót. Widzieli się wtedy po raz pierwszy, ale Loth później powiedział jej, że od dawna był ciekaw nowej dwórki. Usłyszał pogłoski o osiemnastoletniej dziewczynie z Południa, ani szlachciance ani chłopce, która niedawno wstąpiła do Cnót Rycerstwa. Wielu dworzan widziało, jak Ambasador Ersyr przedstawiał ją królowej.
"Nie przynoszę klejnotów ni złota, by uczcić Nowy Rok, Wasza Wysokość. Przynoszę ci damę do twych Górnych Komnat," powiedział Chassar. "Lojalność to najwspanialszy z darów."
Królowa miała wtedy ledwie dwadzieścia lat. Dwórka bez szlacheckiej krwi i tytułu była osobliwym darem, ale etykieta zmusiła ją do jego przyjęcia.
Uroczystość nazywała się Ucztą Wspólnoty, ale wspólnota miała pewne granice. Tamtego wieczoru nikt nie zaprosił Ead do tańca - nikt poza Lothem. Mężczyzną o szerokich barkach, o głowę wyższym od niej, z czarną skórą i ciepłym północny akcentem. Każdy na dworze znał jego imię. Dziedzic Złotej Brzozy - miejsca narodzin Świętego - i bliski przyjaciel Królowej Sabran.
"Panno Duryan," powiedział, kłaniając się, "jeśli uczynisz mi zaszczyt i ze mną zatańczysz, bym mógł uciec od niezbyt ciekawej rozmowy z Kanclerzem Ministerstwa Skarbu, będę zobowiązany. W zamian, zdobędę dzban najprzedniejszego ascalońskiego wina i oddam ci połowę. Co ty na to?"
Potrzebowała przyjaciela. I mocniejszego napoju. Więc, mimo że on był lordem Artelothem Beckiem, a ona była mu obca, przetańczyli trzy pavany i spędzili resztę nocy przy jabłoni, pijąc i rozmawiając pod gwiazdami. Nim Ead się zorientowała, ich przyjaźń rozkwitła.
Jakiś czas temu zniknął i istniało tylko jedno wyjaśnienie. Loth nie opuściłby dworu z własnej woli - nie przez informowania o tym siostry czy zgłoszenia tego Sabran. Musiał zostać do tego zmuszony.
Wraz z Marget próbowały go ostrzec. Mówiły mu, że jego przyjaźń z Sabraną - przyjaźń sięgająca czasów dzieciństwa - może zostać uznana za zagrożenie jej małżeńskich perspektyw. Że teraz, gdy byli starsi, powinni się od siebie oddalić.
Loth nigdy ich nie słuchał.
Ead otrząsnęła się z zadumy. Wychodząc spod krużganków, stanęła z boku i zrobiła miejsce służbie lady Igrain Crest, Księżnej Sprawiedliwości. Na ich tunikach wyhaftowano jej godło.
Ogród Zegra Słonecznego chłonął światło poranka. Ścieżki złociły się w słońcu, a róże okalające trawniki lekko rumieniły. Na to z góry patrzą rzeźby pięciu Wielkich Królowych Rodu Berethnet, stojące nad wejściem do pobliskiej Samotnej Wieży. Sabran lubiła tu spacerować ramię w ramię z jedną z dwórek, ale dzisiaj alejki były puste. Królowa pewnie nie miała nastroju na spacery po tym, jak znaleziono trupa tak blisko jej łóżka.
Ead podeszła do Wieży Królowej. Porastający ją wiciokrzew zakwitł na fioletowo. Ruszyła w górę schodów i dotarła do królewskich apartamentów.
Dwunastu Rycerzy Ciała, w złotych zbrojach i zielonych, letnich pelerynach, pilnowało drzwi do prywatnych komnat. Zarękawia zdobiły kwieciste wzory, natomiast herb Berethnetów dumnie zdobił ich napierśniki. Gdy Ead podeszła, spojrzeli na nią ostro.
- Dzień dobry - powiedziała.
Poczucie zagrożenia minęło i rycerze odsunęli się przed Damą Prywatnej Komnaty.
Ead zobaczyła lady Katryen Withy, siostrzenicę Księcia Wspólnoty. W wieku lat dwudziestu czterech, była najmłodszą i najwyższą z trzech Dam Sypialnianych, miała gładką brązową skórę, pełne usta i ciasno skręcone włosy w tak ciemnym odcieniu czerwieni, iż wydawał się czarny.
- Panno Duryan - powiedziała. Jak wszyscy w pałacu, latem nosiła zielenie i żółcie. - Jej Wysokość wciąż jest w łóżku. Udało się znaleźć praczkę?
- Tak, pani. - Ead dygnęła. - Wydaje mi się, że była zaabsorbowana sprawami rodzinnymi.
- Nic nie powinno stać ponad służbą koronie. - Katryen zerknęła ku drzwiom. - Było kolejne włamanie. Tym razem, łotr nie był niezgułą. Nie tylko dotarł do Wielkiej Komnaty Sypialnej; miał do niej klucz.
- Do Wielkiej Komnaty Sypialnej. - Ead liczyła, że wyglądała na zaskoczoną. - Więc ktoś w Górnych Komnatach zdradził Jej Wysokość.
Katryen przytaknęła.
- Myślimy, że wszedł Sekretnymi Schodami. Dzięki temu mógł ominąć większość Rycerzy Ciała i dotrzeć bezpośrednio do prywatnej komnaty. Niemniej Sekretne Schody są zapieczętowane od... - Westchnęła. - Sierżant Porter został oddelegowany za opieszałość. Od dnia dzisiejszego drzwi do Wielkiej Komnaty Sypialnej będą nieustannie obserwowane.
Eadh przytaknęła.
- Czym mam się dzisiaj zająć?
- Mam dla pani zadanie. Jak pani wie, dzisiaj przybywa mentyjski ambasador, Oscarde utt Zeedeur. Jego córka ostatnio ubiera się nieodpowiednio - powiedziała Katryen, zaciskając usta. - Po przybyciu do dworu, Lady Truyde zawsze nosiła się schludnie, a teraz... wczoraj, w czasie modlitwy, miała we włosach liść, a dzień wcześniej zapomniała gorsetu. - Popatrzyła przeciągle na Ead. - Pani zdaje się wiedzieć, jak się ubierać zgodnie z obejmowaną pozycją. Proszę zadbać, by lady Truyde była gotowa.
- Tak, pani.
- Och, Ead, i nie mów innym o zajściu. Jej Wysokość nie chce niepokoić dworu.
- Oczywiście.
Gdy ponownie mijała strażników, Ead przesunęła spojrzeniem po ich pozbawionych wyrazu twarzach.
Od dawna wiedziała, że ktoś z wewnątrz wpuszczał siepaczy do pałacu. Teraz ktoś dał nieprzyjacielowi klucz, by mógł dotrzeć do Królowej Inys, gdy ta spała.
Ead chciała dowiedzieć się, kto.
Ród Berethnetów, jak większość rodów szlacheckich, został dotknięty niejedną przedwczesną śmiercią. Glorian Pierwszy wypił zatrute wino. Jillian Trzeci władał przez rok, po czym został dźgnięty w serce przez jednego z własnych sług. Nawet matka Sabran, Rosarian Czwarta, umarła przez szatę nasączoną jadem bazyliszka. Nikt nie wiedział, jak okrycie znalazło się w Prywatnej Garderobie, ale podejrzewano przestępstwo.
Teraz zbójcy powrócili po ostatniego potomka Rodu Berethnet. Z każdą próbą zamachu na życie królowej, docierali bliżej niej. Jeden zdradził się, potrącając popiersie. Inna została dostrzeżona, gdy włamywała się do Galerii Rogu, a jeszcze kolejny krzykiem wyzywał drzwi Wieży Królowej, dopóki nie dotarli do niego strażnicy. Pomiędzy potencjalnymi mordercami nie znaleziono żadnego związku, ale Ead była pewna, że służyli jednemu panu. Komuś, kto dobrze znał pałac. Komuś, kto mógł ukraść klucz, zrobić kopię i odłożyć oryginał na miejsce w ciągu jednego dnia. Komuś, kto wiedział, jak otworzyć wejście na Sekretne Schody, które zostały zamknięte po śmierci Królowej Rosarian.
Gdyby Ead była jedną z Dam Sypialnianych, zaufaną towarzyszką, ochrona Sabran byłaby łatwiejsza. Czekała na szansę, by objąć tę pozycję, odkąd przybyła do Inys, ale zaczęła akceptować fakt, że nigdy tego nie osiągnie. Pozbawiona tytułu nawrócona nie była odpowiednią kandydatką.
Ead znalazła Truyde w Komnacie Szkatuł, gdzie sypiały dwórki. Dwanaście łóżek stało jedno przy drugim. Te komnaty były większe niż w innych pałacach, ale dla dziewcząt ze szlacheckich rodzin pozostawały niewygodne.
Najmłodsze dwórki rzucały się poduszkami i śmiały, ale przestały, gdy weszła Ead. Poszukiwana przez nią dwórka wciąż leżała w łóżku.
Lady Truyde, markiza Zeedeur, była poważną młodą kobietą, mlecznobiałą i piegowatą, o czarnych oczach. Została wysłana do Inys jako piętnastolatka, dwa lata temu, by poznać dworskie obyczaje przed odziedziczeniem księstwa Zeedeura po swoim ojcu. Była w niej czujność, która zwróciła uwagę Ead. Często można było ją znaleźć w Czytelni, stojącą na drabinie lub kartkującą książki o kruszących się kartach.
- Lady Truyde - powiedziała Ead i dygęła.
- Co? - odpowiedziała dziewczyna, wyraźnie znudzona. Jej akcent wciąż był gęsty jak zsiadłe mleko.
- Lady Katryen poprosiła mnie, bym pomogła ci się ubrać - powiedziała Ead. - Jeśli pozwolisz.
- Mam siedemnaście lat, panno Duryan, i jestem na tyle świadoma, by się ubrać.
Pozostałe dwórki zaczerpnęły tchu.
- Obawiam się, że lady Katryen się nie zgadza - spokojnie powiedziała Ead.
- Lady Katryen się myli.
Kolejne sapnięcia. Ead zastanowiła się, czy w pomieszczeniu zostało jeszcze jakiekolwiek powietrze.
- Drogie panie - zwróciła się do dziewcząt - znajdźcie służbę i poproście o przygotowanie wanny, jeśli możecie.
Poszły. Bez dygania. Była od nich wyżej w dworskiej hierarchii, ale one były szlachciankami.
Truyde przez chwilę patrzyła przez okno, po czym wstała. Usiadła na taborecie przy misie.
- Proszę wybaczyć, panno Duryan - powiedziała. - Mam dzisiaj zły humor. Długo nie mogłam zasnąć. - Złożyła ręce na kolanie. - Jeśli lady Katryen ma takie życzenie, możesz pomóc mi się ubrać.
Wyglądała na zmęczoną. Ead podeszła do ognia, by ogrzać trochę tkanin. Gdy służący przyniósł wodę, stała za Truyde i zbierała jej gęste loki. Opadały jej do talii i miały kolor wściekłej czerwieni. Takie włosy były często spotykane w Wolnym Stan Mentendon, po drugiej stronie Cieśniny Łabędzia, ale w Inys występowały rzadko.
Truyde umyła twarz. Ead nałożyła na jej włosy krem, spłuknęła i wyczesała wszystkie kołtuny. Dziewczyna się nie odzywała.
- Dobrze się czujesz, pani?
- Dość dobrze. - Truyde przekręciła pierścionek na kciuku, odsłaniając zielony ślad pod spodem. - Jestem tylko poirytowana innymi dwórkami i plotkami, które rozpowiadają. Słyszała pani, panno Duryan, o mistrzu Triamie Sulyardzie, giermku sir Markego Birchena?
Ead osuszyła włosy Truyde ogrzaną przy ogniu tkanina.
- Niewiele - powiedziała. - Jedynie to, że zimą opuścił dwór bez pozwolenia, i że miał hazardowe długi. Czemu pani pyta?
- Dziewczęta nieustannie paplają o jego nieobecności, wymyślają dzikie historie. Chciałam je uciszyć.
- Przykro mi, że panią zawiodłam.
Truyde spojrzała na nią spod kasztanowych rzęs.
- Byłaś kiedyś dwórką.
- Tak. - Ead wyżęła tkaninę. - Przez cztery lata, po tym jak Ambasador uq-Ispad sprowadził mnie na dwór.
- Później zostałaś awansowana. Myślę, że Królowa Sabran mnie również kiedyś uczyni Damą Prywatnej Komnaty - zadumała się Truyde. - Wtedy nie musiałabym spać w tej klatce.
- Cały świat to klatka w oczach młodej dziewczyny. - Ead położyła rękę na jej ramieniu. - Przyniosę szatę.
Truyde usiadła tyłem do ognia i zaczęła rozczesywać włosy palcami. Ead zostawiła ją, by wyschła.<
Po wyjściu z komnaty, zobaczyła lady Olivę Marchyn, Ochmistrzynię, wydającą polecenia swoim ponurym głosem. Gdy zobaczyła Ead, odezwała się sztywno:
- Panno Duryan.
Wymówiła to imię, jakby było klątwą. Ead spodziewała się tego od niektórych osób we dworze. Wszek pochodziła z Południa, urodziła się poza Krainą Cnót, a to czyniło Inyjczyków podejrzliwymi.
- Lady Olivo - powiedziała spokojnie. - Lady Katryen przysłała mnie, bym ubrała lady Truyde. Czy mogę prosić o jej szatę?
- Hm. Chodź za mną. - Oliva poprowadziła ją w dół innego korytarza. Pasmo siwych włosów wysunęło się jej spod czepca. - Życzyłabym sobie, żeby zaczęła jeść. Zwiędnie jak kwiat na zimę.
- Od kiedy nie ma apetytu?
- Od Uczty Wczesnej Wiosny. - Oliva rzuciła jej pogardliwe spojrzenie. - Spraw, by wyglądała dobrze. Jej ojciec nie będzie zadowolony, jeśli uzna, że jego dziecko jest głodzone.
- Nie jest chora?
- Znam znamiona chorób, droga pani.
Ead uśmiechnęła się lekko.
- Być może usycha z miłości?
Oliva zacisneła wargi.
- Jest damą dworu. I nie pozwolę na plotki w Komnacie Szkatuł.
- Wybacz, pani. To był żart.
- Masz usługiwać Królowej Sabran, nie jesteś jej błaznem.
Prychając, Oliva zdjęła szatę z magla i podała Ead. Ta dygnęła i wycofała się.
Aż do cna brzydziła się tą kobietą. Cztery lata, które spędziła jako dwórka, byly najżałośniejszym okresem jej życia. Nawet po publiczym nawróceniu na Sześć Cnót, jej wierność wobec Rodu Berethnetów była kwestionowana.
Pamiętała, jak leżała na swoim twardym łóżku w Komnacie Szkatuł, z obolałymi nogami, i słyszała, jak inne dziewczęta chichotały z powodu jej południowego akcentu i spekulowały, w jakich herezjach brała udział w Ersyr. Oliva nigdy nie powiedziała, by przestały. W głębi serca, Ead wiedziała, że to minie, ale poczucie ośmieszenia bolało. Kiedy pojawił się wakat w prywatnych komnatach, Ochmistrzyni z radością się jej pozbyła. Ead przestała od tańczenia dla królowej do opróżniania jej mis do mycia i sprzątania królewskich apartamentów. Miała własny pokój i lepszą pensję.
W Komnacie Szkatuł, Truyde przeszła przemianę. Ead pomogła jej założyć gorset i letnią halkę, następnie czarną jedwabną szatę z bufiastymi rękawami i koronką w okolicy szyi. Brosza z herbem jej patrona, Rycerza Odwagi, zalśniła nad jej sercem. Wszystkie dzieci w Krainie Cnót wybierały swojego patrona, gdy kończyły dwanaście lat.
Ead też nosiła symbol. Snop zboża, dla dobrobytu. Otrzymała go w dniu nawrócenia.
- Pani - powiedziała Truyde - inne dwórki mówią, że jesteś heretyczką.
- Odmawiam modlitwy w sanktuarium - odparła Ead - w przeciwieństwie do niektórych dwórek.
Truyde spojrzała jej w twarz.
- Naprawdę nazywasz się Ead Duryan? - zapytała nagle. - Nie brzmi to zbyt ersyrijsko.
Ead uniosła zwój złotej wstążki.
- Mówisz po ersyrijsku, pani?
- Nie, ale czytałam historię tego kraju.
- Czytanie - powiedziała cicho Ead. - Niebezpieczna rozrywka.
Truyde spojrzała na nią ostro. - Żartujesz sobie ze mnie.
- W żadnym razie. Historie niosą wielką moc.
- W każdej historii rośnie ziarno prawdy - powiedziała Truyde. - To wiedza zdobyta po fakcie.
- Wierzę więc, że dobrze wykorzystasz tę wiedzę. - Ead przesunęła palcami po rudych lokach. - Odpowiadając na pytanie... nie, nie jest to moje prawdziwe imię.
- Tak myślałam. Jak brzmi ono naprawdę?
Ead przygładziła dwa pasma włosów i związała je wstążką.
- Nikt tu go nie słyszał.
Truyde uniosła brwi.
- Nawet Jej Wysokość?
- Nie. - Ead odwróciła dziewczynę, by stanęły twarzą do siebie. - Ochmistrzyni martwi się o twoje zdrowie. Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? - Truyde się zawahała. Ead położyła dłoń na jej ręce. - Znasz mój sekret. Wiąże nas przysięga milczenia. Czyżbyś oczekiwała dziecka?
Truyde zesztywniała.
- Nie.
- Więc co cię trapi?
- Nie twój interes. Mam wrażliwy brzuch, to wszystko, odkąd...
- Odkąd zniknął mistrz Sulyard.
Truyde wyglądała, jakby została uderzona.
- Odszedł wiosną - powiedziała Ead. - Lady Oliva mówi, że od tamtej pory masz marny apetyt.
- Zbyt wiele zakładasz, pano Duryan. Zdecydowanie zbyt wiele. - Truyde odsunęła się z szeroko rozszerzonymi nozdrzami. - Jestem Truyde utt Zeedeur, krew Vatten, markiza Zeedeur. Już myśl, że mogłabym zniżyć się do spółkowania z nisko urodzonym giermkiem... - Odwróciła się plecami. - Wynoś się, albo powiem lady Olivie, że rozpowiadasz kłamstwa na temat dwórki.
Ead uśmiechnęła się i wyszła. Była na dworze zbyt długo, by dać się zdenerwować dziecku.
Oliva patrzyła, jak wychodziła. Gdy znalazła się na zewnątrz, Ead zaciągnęła się zapachem świeżo ściętej trawy.
Jedno było pewne. Truyde utt Zeedeur była w potajemnym związku z Triamem Sulyardem - a Ead interesowała się tajemnicami dworu. Jeśli Matka zechce, pozna i ten sekret.

< poprzedni

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne

The Plot to Kill the Pope - Sześćdziesiąt pięć

The Day It Rained Blood - Dwa

The Plot to Kill the Pope - Dwadzieścia